środa, 20 sierpnia 2014

Od Rony C.D Nevity

No proszę. Poranny obchód zakończony takim oto widowiskiem. Nigdy nie sądziłam, że ktoś jest tak szczery do bólu. Co prawda brzydzę się kłamstwem, a postawa nieznajomej, tak odważana, gdzie postawiła wszystko na jedną kartę zrobiła na mnie wrażenie. Prawda była taka, że suczka była wykończona, nie miała siły iść i wszystko powoli zaczęło odmawiać jej posłuszeństwa, nie wspominając tutaj o głosie, który nie dość, że był zachrypnięty, to w pewnych momentach, gdy mówiła po prostu się załamywał. Nie mogłam jej tutaj zostawić. Co to, to nie. Jak można nie pomóc komuś w potrzebie? Wyszłabym na totalnie bezduszną egoistkę, która tylko czeka, żeby komuś coś się stało.
- Oczywiście, że możesz do nas dołączyć. - kredy zaufania, który dawałam każdemu może nie był najlepszym rozwiązaniem, ale przecież  nie można przejść obok cierpienia innych, bez skinienia łbem. Ona nie miała nic do stracenia, dlaczego więc, nie miałaby zaryzykować? - Jesteś słaba. Trzeba Cię nawodnić i napoić. - powiedziałam głośno, zbliżając się do suczki. - Wesprzyj się na mnie, a tutaj, całkiem niedaleko znajduje się moja jaskinia. Tam Cię zaprowadzę, postawię Ci dobry obiad i opatrzę powierzchowne rany. Nie chcesz chyba, żeby przez te kołtuny wdała się infekcja skórna?
- Ni potrzebuję pomocy. Wydaje mi się, że doskonale sama sobie poradzę. - burknęła tylko pod nosem, a ja popatrzyłam na nią z widocznym uśmiechem na pysku.
- Nie wydaje mi się, żebyś sobie poradziła, a co więcej, potrzebujesz pomocy. No już. - powiedziałam jeszcze głośniej. - Co? To dla Ciebie coś w rodzaju upokorzenia? - zaśmiałam się cicho. - Nie bój się. To pozostanie między nami. - Nevita fuknęła tylko i z wyraźną niechęcią nieco się o mnie oparła.
Szłyśmy powoli, w ciszy. Nie była to cisza krępująca, a cisza, której celem jest pewnego rodzaju rozeznanie w całej, zaistniałej tutaj sytuacji. Co jakiś czas śmiałam się cichutko, nie dlatego, że jej nie współczułam, a raczej dlatego, że jej postawa względem mnie była nieco za bardzo zdystansowana. W końcu pomagam jej się pozbierać, a ta jest dla mnie dalej nieco chłodna.
- Już prawie jesteśmy. - powiedziałam cicho, przekręcając łeb w drugą stronę, bo prawdę mówiąc od tego ciągłego podtrzymywania nie miałam za wielu możliwości ruchowych. Nevita odpowiedziała ponownym cichym fuknięciem. Najwyraźniej nie do końca odpowiadało jej moje towarzystwo. No cóż. Jak na razie to musiała je znosić, bo łatwo się mnie nie pozbędzie.
Po dłuższej chwili powolnego spaceru naszym oczom ukazała się moja schludna, ładnie wystrojona kwiatami jaskini. Co prawda, nie był to jakiś luksus, a przynajmniej nie taki jak w domu moich byłych właścicieli, ale skała, sprytnie przykryta mchem stwarzała całkiem znośne posłanie.
- Proszę. Połóż się. - moja nowa znajoma posłusznie położyła się na mchowym legowisku, a ja, przygotowawszy opatrunki usiadłam przed nią, przekręcając łeb. - To Ci pomoże, gdyby pojawiła się ewentualnie jakaś infekcja skórna. Najpierw musisz jednak coś zjeść. Tutaj masz owoce. Często chomikuję. A skały w jakiś dziwny sposób działają jak lodówka ludzi. - wskazałam łapą na coś w rodzaju przerębla. - Weź sobie ile tylko chcesz. Właściwie to możesz zjeść wszystko, jeżeli masz ochotę.

<Nevito? Przepraszam, że słabe... Brak pomysłu. Później akcja się rozkręci.>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz