Przemierzałem spokojnie nowe tereny. Powoli zapadał zmrok, a ja nie znałem okolicy. Postanowiłem ją zwiedzić dokładniej. zacząłem od tych najwyższych terenów w sforze - Góry. Były potężne. Rozciągały się na około tej cudownej krainy. Postanowiłem wejść na jedną z nich. Poszczęściło mi się. Trafiłem na niewielki zbiorniczek. Woda w nim była mętna, ale kusząca. Postanowiłem zanurzyć łapę. Cieplutko. Usiadłem tak, że było widać tylko moją głowę. Pełen relaks. Siedziałem tam do zmroku. Po zmroku wyszedłem i zasnąłem na trawie. Rano obudziło mnie ćwierkanie ptaków. Leniwie wstałem. Przetarłem oczy i podszedłem do zbiorniczka. Miałem zamiar się przejrzeć. Prawie nic nie widziałem, ale jakoś dałem radę. Postanowiłem wspinać się wyżej. Im bardziej byłem ku szczytu, tym zimniej się robiło. Byłem już tak wysoko, że wiatr oślepiał mnie dmuchając mi w oczy. W pewnym momencie moja łapa dotknęła czegoś sypkiego, jak i zimnego. Podejrzewałem śnieg. Wdrapałem się jeszcze wyżej. Nagle wszedłem do jakiejś groty. Wiatr nie dmuchał mi już w oczy, więc wszystko widziałem, jednak mgła zasłaniała mi część obrazu. Odczułem mocny chłód. Obejrzałem się do tyłu. Jaskinia w której byłem była cała pokryta lodem. Dyszałem głośno i ciężko. Po ścianach z lodu odbijało się echo. Szedłem powoli. Każdy mój krok miał być cichy, lecz echo... Idąc coraz dalej było coraz ciemniej i zimniej. W pewnym momencie z przodu ujrzałem oślepiające światło. Nie chciałem biec, gdyż obawiałem się o swoje zdrowie. Światło robiło się coraz większe, lecz bladsze. W końcu. Wyszedłem z lodowatego, długiego korytarza. Teraz czekała mnie tylko droga w dół. Tym razem zejście było spadziste niebezpieczne. Ledwo co, a bym się zabił. Moja łapa w końcu po stanęła na trawie. Ta ulga i to ciepło... Ominę ten nudny moment, gdy schodzę i schodzę i schodzę... Ok. Gdy już zszedłem, znalazłem się na można nazwać, że łące. Oprócz znajdującej się tam trawy rosły też różnokolorowe kwiaty. Miejsce mieniło się na żółto, czerwono, biało, niebiesko, zielono. Istny raj dla oczu. Przemierzałem te piękne miejsce. Długie źdźbła trawy łaskotały mów brzuch. Nagle żar słońca, zmienił się w uczucie lekkiego ciepła. Spojrzałem do góry i na mój pysk spadła pierwsza kropla deszczu. Następnie kolejna i kolejna. Była to tylko lekka mżawka. Nie żadna jakaś większa ulewa. Z łąką łączył się las. Wstąpiłem do niego i szukałem czegoś, co mógłbym zjeść. Na samym początku ujrzałem krzak z jagodami. Zjadłem kilka i ruszyłem dalej w drogę. Las był ogromny, a przynajmniej takie wrażenie sprawiał. Kojący cień był idealny dla mnie. Nastał taki dziwny moment. Byłem chyba na granicy jakiegoś ciemnego lasu, a zwykłego. Szedłem. Słyszałem jedynie szelest liści i pękające gałęzie. Nie powiem, że nie, ale to miejsce mnie przeraziło. Kompletnie żadnych zwierząt. Czułem dreszcze, więc wziąłem nogi za pas i zacząłem biec ile sił w nogach. Wybiegłem gdzieś na mokradłach. Wszędzie była mętna i brudna woda. Drzewa zapadały się pod wpływam błota zamiast ziemi. Niektóre już rosły w wodzie. Strasznie tam śmierdziało. Już myślałem, że się zgubiłem, lecz ku moim oczom ujrzałem jakiegoś psa. Nie wiem jakiego. Nie mogłem rozpoznać.
-Ej!-Krzyknąłem
Pies się odwrócił. Spojrzał na mnie i znów odwrócił wzrok. Postanowiłem do niego podejść,
-Jestem Christophe. Zgubiłem się. Możesz mi jakoś pomóc?-Zapytałem jeszcze z przerażeniem w głosie i oczach
<Ktoś? Wybacz "Ktoś". Brak weny xD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz