czwartek, 28 sierpnia 2014

Od Nevity C.D Rony

Rona. Dotychczas interpretowałam to słowo tak: "Optymistyczna Alpha o pozytywnym patrzeniu na świat". Ale teraz... jaka radość mnie przepełniła, gdy to sformułowanie mogłam zastąpić jednym słowem. Przyjaciółka.
- Tak, możemy już iść.- powiedziałam w zamyśleniu. Nadal myślałam nad jej słowami. Żoną? Nie widzę siebie w tej roli. Nie nadaję się na wybrankę życiową, nie zdołałabym spełnić oczekiwań. Ale z drugiej strony... Skoro Rona, czyli najbardziej wiarygodna suczka jaką znam, tak twierdzi. Nie, pewnie jej się tak tylko powiedziało. I jeszcze jest pełna negatywnych emocji, mogło jej się coś pomylić. Szłyśmy powoli, nie wznawiając dialogu. Chyba nie chciałyśmy przerywać sobie przemyśleń. Choć w sumie... Ja już skończyłam myśleć.
- Gdzie się kierujemy? Chyba nie tak szło się do Twojej jaskini...- przypomniałam sobie z nutą wątpliwości w głosie. Suczka uśmiechnęła się tajemniczo. Nie zraziło mnie to. Nawet podsyciło emocje.
- Masz dobrą pamięć.- pochwaliła mnie. Poczułam się dziwnie i niezręcznie. Jak szczeniak który jest chwalony przez matkę. No ale cóż... Może potrzebowała mieć takiego kogoś kto mógłby słuchać takich pochwał? Postanowiłam więc zachować tą uwagę ta dla siebie.
- Taak... To gdzie idziemy?- zapytałam ją, jeszcze bardziej podekscytowana. Nie wiem co mi się stało, zazwyczaj nie byłam tak ciekawska. A tu proszę. Czyżbym się zmieniła od dołączenia do sfory? Słyszałam, że miejsce może zmienić, ale żeby aż dodać nową cechę? Dziwne, naprawdę dziwne.
- Po prostu inną drogą. Przy okazji droga nie będzie się nam nudzić.- odparła wesoło. Pomyślałam, że to całkiem dobry pomysł. W końcu to lepsze niż zwykłe włóczenie się po tym samym szlaku.
- Dobrze. To prowadź.- przyśpieszyłyśmy kroku, bo zaczęło naprawdę mocno padać i nic nie wskazywało na to, że niedługo to przejdzie. Zauważyłam jakąś jaskinię. Niby mogła być zajęta, ale trudno. Mnie nie koniecznie, ale Alphę to muszą już przyjąć. A ja mogę moknąć, znajdę jakiś kąt. Wolę żebym to ja chorowała, niż gdyby nasza przywódczyni nie była potem zdolna do pracy. Wskazałam jej łbem kierunek, nic nie mówiąc. Ta skinęła cicho głową i już po chwili wbiegłyśmy do sporej jaskini. Było w niej całkiem przyjemnie. Co prawda trochę mchu i za duża wilgoć, ale gdyby się to potraktowało jakąś chropowata korą... Mogłoby to wyglądać naprawdę znośnie. Zauważyłam kilka ładnych roślin, które wspinały się po jednej ze ścian. Stalaktytów ni stalagmitów nie było tu praktycznie wcale, ewentualnie jakieś do złamania łapą, jak sople. Za to na jednej ze ścian było dużo półek skalnych, idealnych na półki i łóżka. Zauważyłam nawet wgłębienie w skale wypełnione wodą. Mogłabym się zmieścić ja i jakiś pies. Jaskinia po prostu idealna. Może nie najładniejsza, ale za to jaka praktyczna. Jak ja. 
- Ciekawe co za szczęśliwiec tu mieszka...- to powiedziałam już głośno. Rona uśmiechnęła się i przycupnęła w jakimś kącie.
- Właściwie to tego szczęśliwca nie ma.- rozejrzałam się raz jeszcze po jaskini. Naprawdę mi się tu podobało i czułam się przyjemnie. Można powiedzieć, że utożsamiałam się z tym miejscem. Wzięłam głęboki wdech i zadałam to pytanie.
- W takim razie może ja bym nim została?- zapytałam nieśmiało. Przyjaciółka skinęła łbem z radością. Może cieszyła się, że nie będzie musiała już mnie kwaterować...? Miałam jednak dziwne wrażenie, że to jednak nie to. Aż dziwne, bo przecież nie jest niczym przyjemnym mieć kogoś pod swoim dachem. Tym bardziej gdy "tym kimś" jestem ja. Czyżbym złapała falę niskiego samopoczucia? Ale w sumie każdemu czasem przyda się trochę skromności. Zapomniałam, że przez to całe zastanawianie się zapomniałam o tym by rozmawiać. Spojrzałam na Ronę. O dziwo ta zasnęła. Uśmiechnęłam się. Spała tak łagodnie i cicho. Pewnie była niemiłosiernie zmęczona. Znalazłam jakieś listowie i wyściełałam nim dwie półki skalne. Najpierw delikatnie położyłam tam Ronę (na szczęście się nie obudziła) a potem sama weszłam na swoją. Chwilę się jeszcze zastanawiałam nad różnymi rzeczami, a potem spojrzałam na moja towarzyszkę i... zasnęłam.

<Rona? No to niech nastanie nowy dzień...>

Od Victorii C.D Alex'a

-To w takim razie kto to?-spytał podejrzliwie.
-Już mówiłam, że to nie ja!-powedziałam z wyrzutem.-Nie wiem kto to był.
Znowu usłyszeliśmy szelest. Dobiegał z pobliskich krzaków. Zaczęliśmy podchodzić do krzaków gdy nagle wyskoczył z nich wielki rudy lis.
-A!-krzyknełam przerażona, bo lis uderzył mnie łapą w pysk, a później wbił swoje pazurki w mój grzbiet. Zapiszczałam i zrzuciłam go z pleców,a on uciekł.
-Nic ci nie jest?-spytał Alex.
-Nie. Kilka zadrapań to nic strasznego. Wejde do wody i je opłucze-powiedziałam i weszłam do dosyć zimnej wody. Rany strasznie szczypały ale jakoś to przeżyłam. Alex nadal suszył sierść. W końcu wyszłam z wody i usiadłam obok niego. 
-I co z tymi ranami?-spytał.
-Dobrze.Zagoją się-odparłam.


Alex?

Od Alex'a C.D Victorii

Uśmiechnąłem się patrząc na suczkę, która piła wodę. Podszedłem wolnym krokiem w jej stronę. Stanąłem obok niej. Spojrzałem w wodę. Widziałem swoje odbicie, a to rzadko się zdarzało, bo nigdy nie patrzyłem w wodę. Włożyłem jedną łapę do wody, a potem drugą. Po chwili ktoś wepchnął mnie do niej. Zanurzyłem się. Zaraz potem wyskoczyłem z wody na ląd. Spojrzałem na suczkę z zadziornym uśmieszkiem. Zacząłem się delikatnie cofać, a ona szła w moją stroną. Gdy moje tylne łapy były już zanurzone wciągnąłem suczkę do wody, a chwilę później sam znajdowałem się na brzegu. Suczka długo się nie wynurzała więc podszedłem do jeziorka. I nagle coś złapało mnie za łapę. Znów znajdowałem się w wodzie. Teraz już razem wyszliśmy z wody. Położyłem się w cieniu drzewa, a suczka przy brzegu jeziorka.
- Chodź na słońce... Szybciej wyschniesz. - rzekła podchodząc do mnie.
- Wolę leżeć tutaj. - powiedziałem i położyłem głowę na korzeniu drzewa przy którym leżałem.
- Jak wolisz. - uśmiechnęła się i położyła na przeciwko mnie tyle tylko, że na słońcu. Wstałem. Podszedłem do wody by się napić gdy nagle rozległ się szelest. Spojrzałem na Victorię.
- To nie ja. Przysięgam. - powiedziała podchodząc do mnie.

Victoria? Ciąg dalszy należy do ciebie ^.^

Od Alex'a C.D Victorii

Uśmiechnąłem się patrząc na suczkę, która piła wodę. Podszedłem wolnym krokiem w jej stronę. Stanąłem obok niej. Spojrzałem w wodę. Widziałem swoje odbicie, a to rzadko się zdarzało, bo nigdy nie patrzyłem w wodę. Włożyłem jedną łapę do wody, a potem drugą. Po chwili ktoś wepchnął mnie do niej. Zanurzyłem się. Zaraz potem wyskoczyłem z wody na ląd. Spojrzałem na suczkę z zadziornym uśmieszkiem. Zacząłem się delikatnie cofać, a ona szła w moją stroną. Gdy moje tylne łapy były już zanurzone wciągnąłem suczkę do wody, a chwilę później sam znajdowałem się na brzegu. Suczka długo się nie wynurzała więc podszedłem do jeziorka. I nagle coś złapało mnie za łapę. Znów znajdowałem się w wodzie. Teraz już razem wyszliśmy z wody. Położyłem się w cieniu drzewa, a suczka przy brzegu jeziorka.
- Chodź na słońce... Szybciej wyschniesz. - rzekła podchodząc do mnie.
- Wolę leżeć tutaj. - powiedziałem i położyłem głowę na korzeniu drzewa przy którym leżałem.
- Jak wolisz. - uśmiechnęła się i położyła na przeciwko mnie tyle tylko, że na słońcu. Wstałem. Podszedłem do wody by się napić gdy nagle rozległ się szelest. Spojrzałem na Victorię.
- To nie ja. Przysięgam. - powiedziała podchodząc do mnie.

Victoria? Ciąg dalszy należy do ciebie ^.^

Od Rony C.D Timona

Przybysz zaczął się budzić, a mnie ogarnęła jakby nagła fala zażenowania i wstydu, kiedy ten zaczął lustrować mnie swoim wzrokiem. Nie przepadałam być w centrum uwagi, sytuacja jednak sprawiła, że w takowym epicentrum właśnie się znajdywałam. Pies, jak to pies? Nie. Było w nim coś innego, widać było, że nie oczekiwał ode mnie litości, bądź czegoś na jej wzór.
Odwróciłam łeb, chrząkając, kiedy usłyszałam pytanie. Zażenowanie przerodziło się w coś na wzór irytacji, bo nie sądziłam, że ktoś, zamiast mi podziękować za uratowane życie po prostu zada mi tak idiotyczne pytanie. Czy nie wystarczyłoby powiedzieć, że taka jestem i właśnie dlatego postanowiłam go uratować? Nie. On oczekiwał wyczerpującej odpowiedzi, której ja zechciałam w tamtym momencie udzielić.
Spojrzałam dumnie na towarzysza i burknęłam coś niechętnie pod nosem. Z tego wszystkiego nie jestem nawet w stanie powiedzieć co tak naprawdę wydobyło się z mojego gardła. Jakby po części melancholia, po części radość, które w tak niesforny sposób zaczęły burzyć się w moim umyśle. Podeszłam bliżej, widząc jak pies chce się podnieść. Ciche syknięcia na pewno sygnalizowały przeszywający go ból, nie chciał się jednak przyznać do tego otwarcie. Nie przed Roną - suczką, którą On zna zaledwie od pięciu minut.
- Mam przez to rozumieć, że wcale nie oczekiwałeś pomocy? - powiedziałam, delikatnie, wręcz niedostrzegalnie się uśmiechając. - Wypij to. - podałam psu fiolkę, aby ten mógł ją sobie bez przeszkód obejrzeć. Mruknął coś niezadowolony, oddalając tym samym lekarstwo od swojego nosa. To fakt, jego zapach nie należał do najprzyjemniejszych, ale nie ważny smak, czy zapach. Ważne, że te kilka kropel mogło uratować mu życie, organizm tak wyczerpany w tym momencie podtruty tlenkiem węgla.
- Nie mam zamiaru tego pić. - usłyszałam po chwili, a pies opuścił tylko swój łeb, kładąc uszy po sobie. Czułam jakby kumulowała się we mnie złość. Nie była bowiem to już irytacja, a czysty gniew, chcący w charakterystyczny sposób wydostać się na zewnątrz.
- Co Ty powiedziałeś? - zmierzyłam go ponownie wzrokiem, zbliżając się tym samym. Wzięłam głęboki oddech, a na moim pysku znowu pojawił się szeroki uśmiech. Próbowałam stłamsić w sobie to głupie uczucie gniewu, wiedząc tym samym, że gdyby nie oddech, to zapewne bym go uderzyła. Nie dawałam łatwo ponieść się emocją, w psie jednak było coś, co doszczętnie mnie irytowało.
- Nie słyszałaś? - powiedział spokojnie, patrząc na mnie swoimi przejrzystymi niczym tafla wody oczami. - Nie mam zamiaru tego pić. - chrząknął znacząco, podchodząc nieco do mnie i wręczył mi fiolkę.
- Słuchaj. Możesz sobie mówić co chcesz, nie wiem, czemu miałeś do czynienia z ludźmi, nie wiem co tutaj robisz, bądź po co przybyłeś. Może zabłądziłeś, a może po prostu uciekłeś od dawnego życia. - chyba trafiłam w czuły punkt. Pies bowiem popatrzył się na mnie i postawił nieco ubrudzone krwią uszy. - Wiem tylko jedno. Z jakiegoś powodu wtargnąłeś tutaj, do Geliebte Verloren i jesteś podtruty tlenkiem węgla. Nie obchodzi mnie, co zrobisz później, kiedy już wyzdrowiejesz, ale wiedz, że do tego czasu zostaniesz tutaj. Następnie droga wolna. - burknęłam cicho i odwróciłam wzrok. - To, że Ci pomogłam nie było oznaką miłosierdzia, bądź litości. Uwielbiam pomagać, a innych nigdy nie zostawiam na pastwę losu.

<Timonie?>

Nowa członkini - Omega!

Mam zaszczyt powitać kolejną członkinię krainy - Omegę! Bardzo się cieszę, że postanowiłaś tutaj do nas dołączyć tym swoim ślicznym Terrierem. Suczkę masz śliczną - bo prawda jest taka, że jest cudowna. Baw się dobrze moja droga i szybko zdobądź tutaj przyjaciół!
Omega
Tropicielka
autor: Omega.