wtorek, 19 sierpnia 2014

Nowa członkini - Shira!

A oto nowa suczka w sforze - mianowicie Shira! Cieszę się, że postanowiłaś dołączyć do mojego kolejnego bloga. Tym razem nie zrezygnuję z niego tak łatwo. Cóż mogę powiedzieć? Pieska masz ślicznego, a specjalny avatar zrobię dla Ciebie jutro, gdyż dzisiaj komputer nieco odmawia mi posłuszeństwa. Mam nadzieję, że będziesz doskonale bawiła się w naszym towarzystwie!
Shira
Obrońca szczeniąt
autor: Werka1

Nowy członek - Timon!

A oto nowy członek sfory - Timon. No nie spodziewałam się, że zechcecie w ogóle dołączyć do bloga, a już na pewno nie spodziewałam się, że w pewnym momencie będzie więcej psów niż suczek. To dla mnie miłe zaskoczenie. bo przeważnie jest na odwrót. Cieszę się, że pomimo trzy godzinnej katorgi udało Ci się dokończyć ten formularz. Jestem duma. Baw się dobrze!
Timon
Nauczyciel walki
autor: AvalonPL

Od Rony C.D Gale'a

Kolejny dzień zapewne i tak nie przyniesie czegoś nowego, a ja, jakoż, że jestem ciekawa świata postanowiłam wybrać się na spacer. Pogoda dopisywała, z drugiej jednak strony w każdym momencie nastać mnie mogła burza, a ja wyjątkowo nie lubię, gdy moje puszyste futro jest zmoczone. Kleję się wtedy cała, nie wspominając o moim zapachu, bądź wyglądzie. Coś jednak uparcie chciało wyciągnąć mnie na zewnątrz. Stawiając powolne kroki wyłoniłam się z opustoszałej jaskini. Wiosna. Natura z pewnością budziła się do życia, a ptaki zawsze o poranku dawały swoje własne, darmowe koncerty. Na swojej drodze spotkałam dwa psy ze sfory, które postanawiając, że pójdą na obchód ze mną, powoli włóczyły się po moim cieniu.
- Rono. - większy pies, niekoniecznie chcący mnie słuchać spojrzał na mnie, a ja momentalnie się zatrzymałam.
- Coś jest nie tak? Nie trzymaj mnie w niepewności. - powiedziałam, lekko się przy tym uśmiechając. Pomimo tego, że Wild nie należał do psów najspokojniejszych, a okazywać agresję to wiedziałam, że mogę na nim polegać. Nie bałam się przebywać w jego towarzystwie, nawet ze względu na jego przeszłość.
- Ktoś wtargnął na nasze tereny. - rzucił lakonicznie i cała nasza trójka przyśpieszyła korku.
Tak. Pod drzewem leżał pies, a co więcej był ranny. Po krótkiej konwersacji przeprowadzonej na miejscu stwierdziłam, że nie oczekuje od nas pomocy, co więcej, chciał odejść. Tak bez pomocy? Co on jakiś niewydarzony, żeby z obolałą, poranioną łapą sam przeprawiać się przez te wszystkie bagna, tylko po to, aby opuścić Geliebte Verloren? Chyba żartował, myśląc, że pozwolę mu odejść. Nic do niego nie dochodziło. Wszelkie słowa, odbijały się jakby echem. Jak grochem o ścianę.
- Myślisz, że tak po prostu sobie odejdziesz? Że nie udzielimy Ci tutaj pomocy? - zapytałam z uśmiechem na pysku. - Wild, Nevito. Moi drodzy. Wiecie co robić. - psy momentalnie zagrodziły przybyszowi możliwość ucieczki. - Przykro mi, ale będziesz musiał tutaj zostać. Przynajmniej do czasu, gdy Twoje rany się zagoją. Każda próba ucieczki skończy się Twoim niepowodzeniem. Uwierz mi na słowo. Czy Cię więzimy? W pewnym sensie na pewno. Ja jednak nie nazwałabym tego więzieniem, a przymusowym otrzymaniem pomocy.

<Gale?>

Od Gale'a - "Ostatnie tchnienie."

Siedziałem w tym pomieszczeniu kolejny już dzień, był jak klatka. Mała przestrzeń, obroża przypięta do łańcucha, brudna pusta miska i stęchłe powietrze. Nikt do mnie nie zaglądał od trzech dni, w pomieszczeniu zaczynało śmierdzieć od moich odchodów. Dzisiaj powinien już być ten dzień, ten na który mnie przygotowywali całymi miesiącami. Przedstawiciele innych mafii mieli się dzisiaj tutaj zjawić, a ja miałem być tam obecny z moim właścicielem. Ten łysy dryblas powinien zaraz po mnie przyjść i zabrać mnie do pana, ale się spóźniał. Powarkując łaziłem od kąta do kąta, ciągnąc za sobą ciężki łańcuch. Z każdą minutą stawałem się coraz bardziej niespokojny, o tak, dzisiaj muszę kogoś zagryźć. Po chwili usłyszałem czyjeś kroki w oddali, no nareszcie. Warknąłem popychając miskę na ścianę, to pomieszczenie było tak ciasne że zaraz zwariuję! Gdy drzwi otworzyły się miałem tego kogoś ochotę zagryźć, jednak łańcuch mi na to nie pozwolił i zawisłem 30 centymetrów przed jakąś kobietą. Odsunąłem się i usiadłem na ziemi wpatrując się w nią, dziwne, zazwyczaj przychodził tu ten łysol. Raczej nie przysyłali do mnie jakiś słabowitych osób, a szczególnie kobiet. Warknąłem a dziewczyna ignorując to odpięła łańcuch, wybiegłem z pomieszczenia ciągnąć kobietę za sobą. Starała się mnie nakłonić abym zwolnił, jednak nie miałem ochoty, obijając się o szare ściany przemierzałem liczne korytarze budynku zmierzając do swojego właściciela. Jego zapach z każdym krokiem się nasilał, gdy tak się zbliżałem czułem się lepiej. O wiele lepiej niż w tej ciasnej komórce. Zacząłem skrobać w drzwi za którymi on był popiskując, kobieta na swoich wysokich butach podbiegła do mnie i otworzyła drzwi. Wpadłem do pomieszczenia ciągnąc za sobą łańcuch, kiedy usłyszałem zamykanie drzwi zorientowałem się że kobieta została na korytarzu.
-No nareszcie - mój właściciel wypuścił ze swoich ust dym, nie wiem co za każdym razem do niej coś brał a potem wypuszczał te śmieszne kręgi, jedynym minusem było to że śmierdziały. - głupia dziewucha, mówiłem jej że ma go przyprowadzić 10 minut temu...zaraz tutaj będą! - krzyknął patrząc się z wściekłością na łysola, a tutaj to siedział...
Warknąłem na dryblasa podchodząc do swojego Pana, złapał koniec mojego łańcucha i kazał mi usiąść obok jego krzesła. Wykonałem jego polecenie i czekałem. Przez kilkanaście minut siedziałem wpatrując się w ścianę próbując nie kichnąć od tego dymu który właściciel cały czas wypuszczał ze swojej buzi.
Po chwili pomieszczenie wypełnił dziwny dźwięk, dochodził z jakiegoś urządzenia, było małe i białe. Mój właściciel burknął coś pod nosem, podniósł urządzenie i przyłożył je sobie do ucha.
-Że co!? Jaja sobie ze mnie robicie!? - jego twarz zrobiła się czerwona jak burak - Nie obchodzi mnie to, macie ich powstrzymać! I nawet nie denerwujcie mnie że dotarli do sektoru czwartego!...jak to do piątego...
Facet który zawsze towarzyszył mojemu właścicielowi spojrzał na niego z przerażeniem, nie rozumiałem o co im chodzi, wiem co te sektory, oraz że my byliśmy na końcu piątego. Ale kto tutaj szedł? Natychmiast odpowiedział mi krzyk kobiety na korytarzu i strzały z pistoletu.
-Gun! - właściciel spojrzał na mnie - bierz ich...
Odpiął łańcuch od obroży po czym wyciągnął z szafki w biurku broń. Powarkując zbliżyłem się do drzwi, czekając na wejście wrogów. Po chwili drzwi otworzyły się z hukiem i pięciu mężczyzn uzbrojonych w wielkie pistolety i jakieś dziwne, twarde ubrania wbiegło do pokoju. Skoczyłem na pierwszego i wgryzając mu się w szyję powaliłem na ziemię. Poczułem wystrzał i kula walnęła kilka centymetrów ode mnie, spojrzałem na tego mężczyznę który we mnie wystrzelił. Warknąłem na niego zostawiając swoją poważnie ranną ofiarę. Jego równie szybko powaliłem, ignorowałem wystrzały w sali, zawsze wygrywaliśmy, teraz będzie tak samo...Kolejny wystrzał, tym razem ja dostałem w łapę. Pisnąłem i upadłem na ziemię. Zobaczyłem trzech uzbrojonych mężczyzn stojących nade mną. Rozejrzałem się po sali w poszukiwaniu swojego właściciela, zarówno on jak i jego ochroniarz leżeli martwi na ziemi. Pisnąłem i spróbowałem do nich podbiec ale zagrodzono mi drogę. Spojrzałem na mężczyzn, byli przerażający...Kiedy jeden chciał mnie złapać za obrożę ugryzłem go, wykorzystałem ten moment ich nieuwagi i wyskoczyłem przez okno. Słyszałem ich wrzaski, jednak nie oglądałem się za siebie i biegłem najszybciej jak potrafiłem. Jednak biorąc pod uwagę fakt że byłem ranny, nie była to za wielka prędkość. Prawie że tratując grupkę ludzi przedzierałem się po ruchliwych ulicach miasta. Pierwszy raz byłem w tej zatłoczonej części miasta, przyznam że się teraz bałem. Byłem teraz samotny, zawsze taki odważny i groźny, a teraz czułem się jak szczur. Wybiegłem z tłocznej uliczki wprost do jakiegoś brudnego zaułku, kilka kotów syknęło na mnie i uciekło. Zignorowałem je i przeskoczyłem przez 2 metrową siatkę. Biegłem teraz w kierunku jakiegoś pustkowia, opuszczona popękana droga, zero jakichkolwiek aut, ludzi i zwierząt. Trzymałem się tej drogi przez jakiś czas, nie wiedziałem ile czasu minęło od śmierci mojego Pana. Nie chciałem nawet wiedzieć, dla psa z moim stanowiskiem to była hańba żeby właściciel zmarł na twej służbie. Przysiadłem obok jakiegoś drzewa powstrzymując się od łez...
-Nic ci nie jest? - usłyszałem czyjś głos
Spojrzałem gwałtownie za siebie, jest ze mną źle, dałem się zajść. Spojrzałem w oczy jakiegoś psa, za nim stały jeszcze dwa psy. Wszystkie wpatrywały się we mnie zaciekawione, wstałem chwiejąc się na łapach i warknąłem.
-Czego ode mnie chcecie?
-To ty jesteś na moim terytorium... - powiedziała niebieskooka suka wpatrując się we mnie ze szczególną ciekawością
-Skoro tak, to ja już sobie może pójdę...
Wstałem i omijając psy ruszyłem w głąb lasu, czułem się coraz słabiej z każdym krokiem ale ignorowałem to uparcie.

(Ktoś?)

Nowy członek - Gale!

Mam zaszczyt powitać kolejnego członka sfory. Bardzo się cieszę, że część z was postanowiła dołączyć psami, a Tobie gratuluję doboru zdjęcia, bo jest śliczne. Tym razem Akita. Tego psa nie mamy jeszcze w sforze, więc na pewno będzie ciekawym urozmaiceniem. Życzę Ci wielu mile spędzonych chwil tutaj razem z nami i długich godzin wyśmienitej zabawy!
Gale
Wolownik
autor: Horo

Nowy członek - Wild Dead!

Mam zaszczyt powitać pierwszego osobnika płci męskiej w naszej skromnej sforze. Bardzo się cieszę, że pomimo wcześniejszych trudności udało Ci się przesłać tak super wypełniony formularz. Mam nadzieję, że zostaniesz tutaj z nami na długo, będziesz się dużo śmiał i doskonale bawił. Przecież o to wszystko chodzi!
Wild Dead
Wojownik
autor: ranczo2003