- Rono. - większy pies, niekoniecznie chcący mnie słuchać spojrzał na mnie, a ja momentalnie się zatrzymałam.
- Coś jest nie tak? Nie trzymaj mnie w niepewności. - powiedziałam, lekko się przy tym uśmiechając. Pomimo tego, że Wild nie należał do psów najspokojniejszych, a okazywać agresję to wiedziałam, że mogę na nim polegać. Nie bałam się przebywać w jego towarzystwie, nawet ze względu na jego przeszłość.
- Ktoś wtargnął na nasze tereny. - rzucił lakonicznie i cała nasza trójka przyśpieszyła korku.
Tak. Pod drzewem leżał pies, a co więcej był ranny. Po krótkiej konwersacji przeprowadzonej na miejscu stwierdziłam, że nie oczekuje od nas pomocy, co więcej, chciał odejść. Tak bez pomocy? Co on jakiś niewydarzony, żeby z obolałą, poranioną łapą sam przeprawiać się przez te wszystkie bagna, tylko po to, aby opuścić Geliebte Verloren? Chyba żartował, myśląc, że pozwolę mu odejść. Nic do niego nie dochodziło. Wszelkie słowa, odbijały się jakby echem. Jak grochem o ścianę.
- Myślisz, że tak po prostu sobie odejdziesz? Że nie udzielimy Ci tutaj pomocy? - zapytałam z uśmiechem na pysku. - Wild, Nevito. Moi drodzy. Wiecie co robić. - psy momentalnie zagrodziły przybyszowi możliwość ucieczki. - Przykro mi, ale będziesz musiał tutaj zostać. Przynajmniej do czasu, gdy Twoje rany się zagoją. Każda próba ucieczki skończy się Twoim niepowodzeniem. Uwierz mi na słowo. Czy Cię więzimy? W pewnym sensie na pewno. Ja jednak nie nazwałabym tego więzieniem, a przymusowym otrzymaniem pomocy.
<Gale?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz