sobota, 23 sierpnia 2014

Nowa członkini - Feawen!

A oto kolejna członkini sfory - tym razem to Feawen, która po wyczerpującej dawce pytań sprytnie skierowanych w moją stronę postanowiła dołączyć do naszego grona. Mam nadzieję, że chociaż po części zaspokoiłam Twoją ciekawość, nie ośmieszając się przy tym, jak to mam w naturze. Bardzo się cieszę, że wysłałaś formularz. Baw się dobrze i śmiech dużo razem z nami!
Feawen
Zielarka
autor: Cernunnos

Nowe członkinie - Czila & Victoria!

A oto kolejne członkinie sfory - Czila & Victoria! Mam nadzieję, że spodobał wam się ten blog i że zostaniecie tutaj na długo. Do Czili - no suczkę to masz śliczną. Pierwszy Rhodesian na Geliebte Verloren. Nie ma co. Osobiście przepadam za tą rasą! Do Victorii - to zdjęcie już kiedyś widziałam, ale sama suczka jest po prostu urocza! Taki mieszaniec jest nieczęsto spotykany!
Czila
Atakująca
autor: Kaminaki

Victoria
Nauczycielka taktyki
autor: ewela100

Od Ivana

- … Więc z tego wynika, że znalazłeś się na MOIM terytorium – rzekła po raz któryś suczka o wyjątkowo niebieskich oczach i jeszcze ciekawszym umaszczeniu. Mogłaby wyglądać groźnie, gdyby nie ta budowa ciała. Ach, no i oczywiście różnica w naszym wzroście. Jednak to zepchnąłem na dalszy plan, nie warto osądzać po wyglądzie. Cała formułka, zdaje się, że wyklepana na pamięć w głowie suczki, miała brzmieć jak groźba. Zdecydowanie tak. To nie przeszkodziło Ronie, bowiem zdążyła mi się przedstawić, w użyciu miękkiego i spokojnego głosu.
- Cieszę się. – odburknąłem przysiadając na ogonie. Suczka nie ustępowała, jej napakowany ochroniarz warknął ostrzegawczo w moją stronę. Zignorowałem to, a puchata suczka uciszyła go machnięciem łapy. Obwiązała sobie wszystkich dookoła, zapewne wystarczyło jedno spojrzenie tych oczu, aby zdobyć czyjąś sympatię. Ewentualnie wygłosi pokojową mowę i wszyscy będziemy szczęśliwi. Prócz mnie, ale ja już dawno przestałem się liczyć na świecie. 
- Ja też – uśmiechnęła się delikatnie, stając naprzeciw mnie. – Proszę cię jednak o podjęcie decyzji. Zostajesz, albo odchodzisz. Proste, prawda?
- Zostać? – zmarszczyłem brwi. Nie brałem tego pod uwagę, chciałem chwilę wypocząć w spokoju. Nie szukałem zwady, ani tym bardziej towarzystwa. Ten czarny husky raczej nie palił się do bliższego zapoznania się ze mną. Raczej rzucanie mi wyzwania, jakby to jeszcze mnie obchodziło. Spróbowałby tylko zbliżyć się do mnie na bliżej niż parę metrów z tymi swoimi zębami, a mógłby ujrzeć moje. Zapewne byłby to ostatni widok podsumowujący jego nędzne życie. Potrząsnąłem głową usuwając tę myśl. Wcale nie chciałem go zamordować, już nie.
- Oczywiście, Sasho. – zaśmiała się melodyjnie. – Dla każdego znajdzie się tu miejsce. – podniosłem na nią zdziwione spojrzenie. Suczka zaczęła mnie intrygować, co wynikało z wrodzonej ciekawości.
- Nie ma nic za darmo. – mruknąłem mrużąc oczy. – Czego w zamian ode mnie oczekujesz? – spytałem będąc pewien, że nie podołam wymaganiom. Po prostu stamtąd odejdę zostawiając ich w spokoju, dobrze mi było. Samemu. Szczęśliwemu, wcale nie potrzebowałem do pomocy innego psa. Albo suczki.
- Zgadza się. Oczekuję, że zajmiesz jedno ze stanowisk w mojej Sforze. – jej uśmiech poszerzył się, dobrze wiedziała, że właśnie przystaję na jej propozycje. Samotność nie była zła, nie. Z drugiej jednak strony życie w grupie zapewnia większe bezpieczeństwo. – Nadałbyś się na wojownika, nie zaprzeczysz.
- Przepraszam, że się wtrącam. – odchrząknął ten wielki, drugi pies. Przeniosłem wzrok na niego, po raz pierwszy świdrując go spojrzeniem. Zamrugał kilkakrotnie unikając patrzenia mi prosto w ślepia, strach? Nie. To coś innego, taki pies raczej się nie boi. Pozory mylą, moje sądy również czasami są mniej niż trafne. – Wtenczas to stanowisko obejmuje wiele psów, może Sasha zdecyduje się na coś innego. 
- Ech, nie ma problemu. Mogę być zabójcą, co za różnica. – warknąłem. Miałem szczerą ochotę zająć stanowisko wojownika, od czasu do czasu pokazując tym kanapowcom jak wygląda prawdziwa walka.
- Oj, możesz zostać cichociemnym. – mina husky’ego zrzedła. – Do tego też się nadasz.
- Niech więc tak będzie. – przystałem na propozycje Rony. W odpowiedzi otrzymałem promienny uśmiech, postanowiłem nie odwzajemniać gestu, nie spuściłem też wzroku. Nie chciałem udawać, niech wiedzą, z kim mają do czynienia.
- Może zechcesz obejrzeć tereny Sfory? – Alfa ruszyła przodem wcale na mnie nie czekając. Odniosłem wrażenie, iż zapytała się retorycznie, nie oczekując odpowiedzi. Chcąc, nie chcąc podążyłem za nią po chwili równając kroku z nią i jej towarzyszem. 
- Mam jakiś inny wybór? To pewnie rodzaj nieznanej mi procedury. – wzruszyłem ramionami. Mogą zabierać mnie na spacery, udając że wcale mnie tam nie ma. Zgadzam się na wszystko dopóki nie zaczną testować na mnie szamponów, wszczepiać mi pod skórę chipów ani innych gadżetów.
Na leśnej ścieżce mijaliśmy psy różnej rasy, każdy z nich posyłał Ronie uśmiech i uprzejmie się z nią witał. Może to jakieś czary? Zaprowadzą mnie do swojej jamy, wypiorą mózg, a następnie zjedzą ze smakiem? Skarciłem się w duchu, jednakże od pewnego czasu wszystko budziło we mnie pewien niepokój. Nie mniej, żadnego z mieszkańców tego uroczego boru nie był zaskoczony widokiem wilczaka. 
Las, który przemierzaliśmy w milczeniu nie był ani wyjątkowy, ani nie mógł mnie w żaden sposób czymś zaskoczyć. Zbiorowisko drzew, kamieni i kupy liści, tudzież igieł. Leśna ściółka z pewnością różniła się od zanieczyszczonych parków odwiedzanych przeze mnie. Nie miałem w zwyczaju zatrzymywać się nad każdym kwiatkiem, który nawinął mi się pod łapy i wzdychać do niego, jakbym nigdy wcześniej zieleniny nie widział. Co jak co, ale takie widoki nie powinny zachwycać. Są zbyt codzienne i monotonne, aby zdołać przyciągnąć moją uwagę. Czekam na jakieś wysokogórskie wyprawy odbierające dech w piersiach, kiedy zafundują mi coś takiego, zwracam honor. 
- Zapewne już niebawem poznasz resztę sfory – przerwała rozmowę ze swym dryblasem. – Ktoś zaraz się tu pojawi i zaproponuje oprowadzenie po terenach.
- Zaraz, to my tego właśnie nie robimy? – przystanąłem zawiedziony ilością straconego czasu.
- Skąd, omawiałam z Timonem pewne kwestie, a ty myślałeś… - westchnęła zasmucona. – Niestety, nie mam czasu na zapoznawanie z terenami. Przykro mi.
- Trzeba było od razu. – prychnąłem. – Sam świetnie dam sobie radę. Znowu.
Skręciłem w przeciwnym kierunku, brnąc zażarcie przed siebie. Zdołałem jeszcze usłyszeć szept husky’ego, dalej nawet nie starałem się pohamować emocji. Przede mną, jakby znikąd wyrosła obszerna jaskinia. Zwalniając biegu wszedłem do niej, zaintrygowany.
- Nikt nie nauczył pukać? – przed nosem zjawiła się biała jak śnieg suczka. Niższa ode mnie o zaledwie parę centymetrów, obsydianowe oczy pobłyskiwały gniewem. Wycofałem się.
- Wybacz, dopiero co tu trafiłem… - położyłem uszy po sobie zmieszany całą sytuacją. Kto mógłby pomyśleć, żebym kiedykolwiek musiał tłumaczyć się z czegoś przed rozzłoszczoną suczką.
- Widzę – skwitowała mierząc mnie wzrokiem. – Assa. – dodała wierząc mi na słowo.
- Sasha – odrzekłem odruchowo, po raz kolejny kłamiąc.
- Jesteś zagubiony, nikt cię nie wtajemniczył? – przy pytaniu przekrzywiła głowę.
- Wtajemniczyć, skąd. Nie było dla mnie czasu, to nic, zdążyłem się przyzwyczaić. – wykonałem parę kroków w tył, mając zamiar odejść.
- Gdzie się wybierasz? – w kilku susach pokonała dzielącą nas odległość w mgnieniu oka zajmując miejsce obok mnie. – Chodź, pokażę ci najładniejsze tereny. Według mnie.
- Jeśli ma to być urocza łąka, oszczędź sobie trudu, nie zależy mi – wypaliłem wymijająco. Assa nie miała zamiaru się poddawać.
- W życiu – pomknęła przed siebie, a ja, z pewnym dobrze znanym mi uczuciem, rodzącym się we mnie, starałem się ją dogonić.

<Asso? Wybacz, cienkie, ale weny brak, a trzeba jakoś zacząć.>

Od Lyry C.D Wild Dead'a

Pies lustrował mnie chłodnym spojrzeniem, a ja wciąż stałam w tym samym miejscu uśmiechając się zachęcająco do niego. 
-Jestem tu nowa i pomyślałam, że może z kimś uda mi się zaprzyjaźnić- powiedziałam jeszcze bardziej się uśmiechając. Pies położył po sobie uszy słysząc mój delikatny głos. Widocznie wcześniej nie rozmawiał z kimś o tak spokojnej naturze jak ja.
-I myślisz, że ja mogę być tym kimś?- spytał chłodno. Wydawał się być potworem, tak na pierwszy rzut oka. Ale przecież każdy z nas ma za sobą problemy, lub może trudną przeszłość. Cokolwiek. Ja przecież też sporo przeżyłam. Może on wcale nie jest zły, a tylko próbuje za takiego uchodzić? Wszystko jest możliwe, a mogę przecież się tego dowiedzieć. Wystarczy go dobrze poznać. 
-A dlaczego by nie? Uważam, że każdy może być moim przyjacielem- w moich oczach tańczyły iskierki radości, które niemal zawsze można było u mnie dostrzec. 
-Ja jednak myślę, że wolałabyś się ze mną nie przyjaźnić- stwierdził pies i odwrócił głowę w inną stronę, przez co nie mogłam już patrzeć w jego głębokie i definitywnie piękne oczy. Przez chwilę stałam nic nie mówiąc, ale nie miałam zamiaru się ruszyć. Chciałam koniecznie nawiązać z nim kontakt. Po prostu czułam, że mogę odnaleźć w nim bratnią duszę. Przez kilka minut nic nie mówiłam, bo myślałam co mądrego mogę wydobyć z mojej głowy.
-Jak masz na imię?- zapytałam w końcu. Nadal uroczo się uśmiechałam, a moje oczy, oświetlone promieniami słońca, które tego dnia dokazywało, błyszczał jak przejrzysta woda w stawie. 
-Słucham?- odwrócił się gwałtownie w moją stronę. Postawił uszy i ponownie się położył.
-No bo… Ja się tobie przedstawiłam, a ty… A ty nie. Więc pytam, jak masz na imię?- powtórzyłam wyszczerzając zęby w uśmiechu. 
-Wild Dead- odparł bezuczuciowo. Zamknął oczy i położył pysk na zielonej, wiosennej trawie. 
-Ładnie- uśmiechnęłam się. Pies zrobił minę jakby chciał coś mi zrobić. Ale ja się nie poddawałam. Koniecznie chciałam go poznać. Przecież nie może być taki zamknięty w sobie.
-Dlaczego tak bardzo chcesz uniknąć jakiegokolwiek kontaktu ze mną?- spróbowałam się dowiedzieć. Przecież musi być jakiś powód. I to na pewno jakiś dobry powód, skoro tak panicznie boi się ze mną rozmawiać. Jestem tylko zwykłą suczką, nic mu nie zrobiłam.

<Wild Dead?>

Od Kathleen

Miałam już polecieć na twarz, gdy przypomniałam sobie gdzie jestem. Miałam obolałe łapy. Nie wiem ile już szłam tak bez jakiegoś wypoczynku, ale dość długo. Pić ... tak strasznie mi się chce pić. Niestety byłam dosłownie w bagnie. Byłam cała brudna i ten odrażający zapach jeszcze cały czas mi towarzyszył. Słyszałam plotki o miejscu, w którym leży sfora, gdzie każdy piec może znaleźć swoje miejsce. Jednak ja od dłuższego czasu nie widziałam żywej duszy. Próbowałam omijać głębsze dziury, ale często w nie wchodziłam. Być może jednak na prawdę były to zwykłe plotki, a ja głupia uwierzyłam. Znalazłam dość stabilne i wysokie miejsce, na którym się położyłam i odpoczęłam. Sen wygrał i już po chwili spałam. Obudziłam się na następny dzień z niechęcią do tego miejsca. Teraz, gdy byłam wyspana wszystko lepiej widziałam i byłam bardziej skoncentrowana. Moim oczom ukazało się jakby wejście z przechylonych drzew. Podłoże tam było stabilne, więc od razu przebiegłam tam. Teraz to napić się i porządnie wymyć. Nagle w oddali zauważyłam zbliżający się do mnie postać.
- Jestem tu pokojowo! Szukam sfory, podobno jest w tych okolicach jakaś, ale nie jestem pewna. Jeśli się pomyliłam i weszłam na cudzy teren bardzo przepraszam - no i super, pierwsze wrażenie wyszło na szóstkę. Teraz ten pies będzie mnie na pewno postrzegał jako bojaźliwe stworzonko, ale tak nie jest!
- Chodzi ci o sforę Geliebte Verloren? - zapytał potężny głos, postać stanęła w bezruchu
- Tak - powiedziałam pewnie i lekko się wykrzywiłam
- Zaprowadzę cię do Alfy - po tych słowach podeszłam bliżej i zauważyłam psa o błękitnych oczach - Nazywam się Timon, a ty?
- Kathleen - odpowiedziałam szybko
Timon ruszył na przodzie, a ja udałam się szybko za nim. Przez całą drogę nic się nie odzywałam, tak samo jak mój przewodnik. W pewnej chwili przystanął. Byłam w centrum sfory, w tej o której tyle słyszałam. Zobaczyłam dużo nowych psów. Po chwili jedna z suczek do nas podeszła.
- Witaj. Jestem Rona, Alfa sfory - przedstawiła się
Nie wiedziałam jak mam się zachować, przez większy czas spędzałam życie jedynie z ludźmi, a kontakt z psami wypadał jedynie raz na jakiś czas.
- Jestem Kathleen. Chciałabym dołączyć - powiedziałam
Rona spojrzała się na mnie z uśmiechem, niestety mi trudno było się uśmiechnąć.

Rona?

Od Willa

Szedłem spokojnie zagajnikiem i rozkoszowałem się ciszą. Ciepłym wiosennym dniem. Jak miło było zamknąć oczy i tylko słuchać niespokojnego gwaru ptaków. Poczułem, że w coś uderzyłem. Otworzyłem oczy i okazało się, iż nie było to coś, ale ktoś. Suczka. Jasna, piękna suczka.
-Bardzo cię przepraszam!- powiedziałem uczuciowo i pomogłem dziewczynie wstać z ziemi.
-Jeszcze raz bardzo przepraszam. Zamyśliłem się... A tak przy okazji, jestem Will, a ty?- spytałem lekko się uśmiechając.
-Minka- odrzekła suczka i spojrzała na mnie przymilnym, delikatnym wzrokiem. Ja również obdarzyłem ją ciepłym spojrzeniem. Spodobała mi się. Wyglądała tak spokojnie, majestatycznie.
-Ciekawe imię- stwierdziłem, a zaraz potem ukłoniłem się suczce. Ona natomiast uroczo się zaśmiała.
-Dżentelmen- odpowiedziała. Uśmiechnąłem się.
-No więc... Jak mogę ci wynagrodzić ten nieciekawy wypadek?- spytałem, patrząc na nią z iskrą w oku.

<Minka?>

Od Wild Dead'a

Biegałem po lesie. Wiatr jakby coraz bardziej unosił mnie, czułem się taki bezgranicznie wolny. Moje długie łapy dotknęły podłoża i znowu się odbiły, żeby ponieść mnie jak najdalej. Oglądałem leśne życie, chociaż obrazy zamazywały się przez moją zawrotną prędkość. Przeskoczyłem przez powalone drzewo. Zwolniłem do truchtu. Zobaczyłem jakiegoś podobnego do mnie psa,leżącego na polanie. Podbiegłem do niego. Rzucił mi przelotne spojrzenie. 
- Kim jesteś? - zapytałem
- Rowdy. - powiedział rozleniwiony
Ziewnął i przewrócił się na drugi bok. Usiadłem na przeciw niego. 
- Ja jestem Wild Dead. 
Doberman nie był chyba zbyt szczęśliwy z mojego towarzystwa. Prawdę mówią, ignorował mnie. No cóż, jak nie to nie. Pobiegłem dalej. Doszedłem do mokradeł, jednak tylko przez przypadek. Przeszedłem szybko przez mieszaninę wody i błota. Całe moje łapy obklejone były okropną mazią. Wytarłem ją w najbliższe drzewo i ruszyłem dalej. Po kilku kolejnych minutach szaleńczego biegu zmęczyłem się. Przystanąłem na jakiejś niewielkiej polance. Ułożyłem się wygodnie na trawie. Usłyszałem krótkie szczeknięcie. W oddali zobaczyłem jakąś suczkę. Podeszła do mnie. 
- Jestem Lyra. - przedstawiła się
Zmierzyłem ją wzrokiem.


<Lyra?>

Nowi członkowie - Lyra & Will & Rowdy & Ivan!

A oto nowi członkowie Geliebte Verloren - Lyra & Will & Rowdy & Ivan! Bardzo się cieszę, że postanowiliście dołączyć. Do Lyry & Willa - wiedziałam, że mnie nie zawiedziesz, a dotrzymasz słowa. Nie nalegałam, abyś dołączyła, ale pomimo tego cieszę się, że stworzyłaś dwa tak wspaniałe psy! Do Rowdy'ego - ja i tak dalej uważam, że ten doberman jest czekoladowy i tego się trzymajmy, naprawdę gratuluję wyboru tak pięknego zdjęcia! Do Ivan'a - no tak. Twój formularz na pewno jest najdłuższy i bardzo świetnie napisany, ale jeżeli naprawdę chcesz wiedzieć, to nie mam zamiaru się z Tobą ścigać. Jestem za leniwa. Bawcie się dobrze i zostańcie tutaj jak najdłużej!
Lyra
Aktorka
autor: dragon245

Will
Cichociemny
autor: dragon245

Rowdy
Zabójca
autor: Anika1911

Ivan
Cichociemny
autor: Orphan

Od Alaski C.D Nevity

Uniosłam pysk i wciągnęłam powietrze w płuca. 
- Prawdopodobnie przyszłyśmy stamtąd. - odpowiedziałam wskazując łapą w odpowiednim kierunku
Pobiegłyśmy tam. Miałam rację. Szczęście nam dopisało, bo w oddali zobaczyliśmy jabłonkę. 
- No i proszę. Dwie pieczenie na jednym ogniu. - uśmiechnęłam się
Rzuciłam zające na trawę i poszłam w kierunku drzewka. Uderzyłam w pień młodej jabłoni. Spadło z niej kilka dojrzałych jabłek. To z pewnością będzie dobry obiad. Przyniosłam składniki do Nevity, gdyż podobno potrafiła całkiem dobrze gotować. Poczekałam chwilkę. 
- Podano do stołu! 
Odwróciłam się w jej kierunku. Podstawiła mi pod nos pysznego królika z musem z jabłek. Mmm... Aż ślinka naciekła mi do pyska.
- Cudownie pachnie. - przyznałam
Oderwałam kawałek mięsa. Poczułam pyszny smak. Faktycznie, Nevita najwyraźniej sprawdziła by się jako kucharka. Spałaszowałam szybko danie. Suczce zajęło to trochę dłużej. 
- Gdzie teraz idziemy? - zapytałam
- Może nad Górskie Jezioro? To taki uroczy teren... 
Nevita przytaknęła. Byłyśmy całkiem daleko od wyżej wskazanego miejsca, więc droga zajęła dużo czasu. W końcu jednak zobaczyłam niewielki zbiorniczek wodny. Nie czekając na moją towarzyszkę wskoczyłam do jeziorka. Poczułam przyjemne ciepło. Całkiem dawno nie pływałam, więc kąpiel była jeszcze bardziej satysfakcjonująca. Zanurkowałam. Przebywałam pod powierzchnią wody kilka sekund, a potem wynurzyłam się gwałtownie chlapiąc wszystko dookoła. Przez chwilę nic nie widziałam, gdyż krople cieczy zasłaniały mi cały obraz. Wyszłam na brzeg i otrzepałam się. Wyglądałam trochę jak nieostrzyżony pudel. Sierść Nevity znacznie lepiej to zniosła, chociaż i tak uśmiałam się patrząc na suczkę. 
- Nie wyglądasz lepiej! - odgryzła się pochłonięta śmiechem


<Nevita?>

Od Alaski C.D Raymonda

- Nie. - zaśmiałam się 
- To może się przejdziemy?
Kiwnęłam łbem.
- Z chęcią. 
Ruszyliśmy wolnym krokiem przed siebie. Cień Raymond'a ochraniał mnie przed promieniami słońca. Wkrótce jednak schowało się ono za chmury, więc także pies mógł zaznać przyjemnego chłodu. Źdźbła trawy muskały delikatnie moje łapy. Myślałam o szczeniakach, które zostawiłam pod opieką Rony. Ostatnio coraz częściej dopadała mnie świadomość, o ile łatwiej żyłoby mi się, gdybym miała partnera. Ale kto zechciałby suczkę z dwoma młodymi? Nie sądzę, żeby znalazł się odpowiedni kandydat. 
- Może pójdziemy nad Górskie Jezioro? - z zamyślenia wyrwał mnie głos Ray'a
- Możemy. - przytaknęłam 
Przyśpieszyłam nieco kroku. Po kilkunastu minut naszym oczom ukazały się góry. Podróż zmierzała ku końcowi. Zobaczyłam drzewo jarzębinowe, kurczowo trzymające się skał na zboczu. Roślina nie była zbyt okazała. Większość smaganych wiatrem liści już odpadła. Inne ledwo się trzymały. Zapatrzona w to zjawisko wsadziłam nieświadomie łapę do jeziorka. Gdy ją podniosłam skapywały z niej krople wody. Pobiegłam na wzgórek znajdujący się niedaleko. Ray był tam kilka sekund po mnie.
- Cudowny widok... - wymamrotałam
Pies nic nie powiedział. Pod nami znajdowały się niemal wszystkie tereny Geliebte Verloren. Na polanie krzątały się psy, ledwo widoczne z
tej wysokości. 
- Co o mnie myślisz? - zagadnęłam nagle bezpodstawnie
Rzucił mi pytające spojrzenie. 
- Co o mnie myślisz. - powtórzyłam - Jaka jestem. 
Raymond usiadł zakłopotany. Co prawda znaliśmy się krótko, ale chyba wiedział, co odpowiedzieć. Zniecierpliwiona zeszłam z pagórka. 
- Jesteś... - zaczął
Wyraźnie nie był zbyt zadowolony tym pytaniem. 
- A ja? Jaki jestem? - uciął nagle
- Hmm... - westchnęłam - Jesteś miły, zabawny, pomocny... 
Ucieszył się. Ja znałam tylko jego pozytywne cechy. 



<Raymond? Sorry za kompletny brak weny... :c>

Od Alaski C.D Assy

Suczka zatoczyła się. 
- Ah, mówiłam, że nie powinnaś wstawać! - powiedziałam pędząc w jej kierunku
Złapałam ją za nim upadła. 
- Timon, pomóż mi proszę.
Pies przyszedł posłusznie. Podpierając suczkę chwyciłam zawiniątko w pysk. 
- Jak masz na imię? - spytałam
- A...Assa. - jąkała się
- Ja jestem Timon, a to Alaska. - odezwał się nieoczekiwanie mój towarzysz
Zaprowadziliśmy suczkę do jaskini. Położyliśmy ją delikatnie na ziemi. Ponownie opatrzyłam jej ranę. Sączyła się z niej ropa. To nie dobrze... Zastanawiałam się jak jej pomóc. Zrobiłam okład ze Skrzypu Polnego. Przyłożyłam go na bok suki. Przycisnęłam lekko. Nie był to zbyt miły zabieg, ale to było koniecznie. Po skończonej pracy usiadłam przy wejściu do groty, strzegąc jakby rannej znajdującej się w środku. Assa westchnęła ciężko. 
- Odpoczywaj. Ja przyniosę Ci coś do jedzenia. - zaproponowałam
Timon rzucił mi nieprzyjemne spojrzenie. Raczej nie chciał tu zostawać. Ale ktoś musiał jej pilnować... Wybiegłam z jaskini. Szybko zwęszyłam zapach królika. Ruszyłam za nim, nie czując nic lepszego. Szybko go odnalazłam. Złapałam go w pysk i błyskawicznie zwierzę zwisało martwe z moich szczęk. Odwróciłam się, czas na drogę powrotną. Nie byłam daleko od mieszkania Timona, toteż szybko dotarłam tam znowu.
- Proszę. - powiedziałam rozkładając mięso przed Assą
Niechętnie urwała i przegryzła mały kęs.


<Timon? Assa?>

Od Nevity C.D Alaski

Nie wiedziałam czy suczka będzie odpowiednim towarzystwem, ale wiadomo zawsze trzeba próbować. Jeden spacer mi nie zaszkodzi. Nawet jeśli miałoby mi to zepsuć dzień, to przynajmniej wiem, że mogę z kimś porozmawiać. A siedzieć cicho przy wszystkich... Nie, to do mnie nie przemawiało.
- Ja jestem z Australii.- odparłam krótko. Pies zaprzęgowy jakich wiele. Oddana właścicielowi całym sercem. Spoglądałam na nią co chwila, myśląc jakie mrozy musiały panować tam skąd pochodziła.
- To jak się tu znalazłaś? Przecież to szmat drogi...- zdziwiła się, przekrzywiając łeb. Wszyscy reagują na to tak samo. 
- Wsiadłam w samolot, poleciałam. Ale historia nie jest teraz ważna. Fm, gdzie idziemy? Może coś upolujemy? Mam ochotę na zająca...- rozmarzyłam się, a Alaska cicho się zaśmiała.
- To chodźmy na tą łąkę. Często tu sobie kicają. Znaczy tyle ile tu byłam.- uśmiechnęła się delikatnie, ale widać, że była trochę zawstydzona.
- Dobrze. O! Widzę jednego!- krzyknęłam. Wielki, tłusty okaz siedział sobie spokojnie. Weszłam w wysoką trawę, ale nie traciłam go z oczu. Podeszłam go od tyłu, skoczyłam i... Już był mój. Przybiegłam do mojej towarzyszki, która trzymała dwa inne w pysku. Przystanęłam, zdezorientowana.
- Jak Ty...? Eh, nieważne. Sporo tego... Może zjemy je z poobijanymi jabłkami? Łatwo zrobić z nich mus.- zaproponowałam, bo w gotowaniu byłam całkiem niezła.
- Dobrze tylko widziałaś tu jakąś jabłonkę?- zapytała, a ja rozejrzałam się. Otaczała nas wysoka trawa i właściwie nie widziałyśmy nic. A tym bardziej jak wrócić.
- A wiesz jak stąd wyjść?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie. Nie ma to jak sie zgubić na polowaniu, no naprawdę.

<Alaska? Zagubione w polu...>

Od Nevity C.D Rony

Spojrzałam na Ronę. Wiedziałam, ze nie oczekuje odpowiedzi, chciała po prostu to z siebie wydusić. Płakała, nie wstydziła się tego. Jej łzy kapały na suchą ziemię, nawadniając ją. Podeszłam do niej i po prostu ją przytuliłam. I wtedy mi też poleciały łzy. Tak niepoprawna optymistka a tak wiele przeszła i jeszcze rozstała się z jedynym przyjacielem... i bratem zarazem. Bardzo kusiło mnie by odszukać Yann'a, żeby mojej przyjaciółce było lepiej na duszy. Zaraz... przyjaciółce? Czy ja kiedyś miałam przyjaciółkę? Taką, prawdziwą, od serca... Eh, głupie marzenia. Ale chciałam by Rona właśnie takową została. W sumie było to niesensowne i głupie szczenięce marzenie ale... czułam, że mogłoby się spełnić. Nasze łzy łączyły się powoli, tworząc już maluśkie błotko na drodze, takie na postawienie jednej łapy. Ponownie spojrzałam na suczkę. Była roztrzęsiona i to poważnie. Widocznie uderzyłam w środek jej kruchości, zdjęłam z niej warstwę zapomnienia. Może i zrobiłam to brutalnie, ale przynajmniej wiedziałam, że nie było to stratą czasu. Delikatnie i powoli spuściłam łapy, jakbym chciała wziąć jej ból do siebie. Dopiero teraz zrozumiałam, jak cudowne miałam życie. Bo naprawdę było wspaniałe. A inni mieli o wiele gorzej. Wojna. Niby wiem o tym słowie wszystko, ale tylko w teorii. I bardzo dobrze. Z bijącym sercem ścisnęłam łapę Rony. Chciałam jej powiedzieć wszystko i nic zarazem. Nie wiedziałam co mam zrobić więc... Po prostu przemówiłam. Swoją twardą i bardzo niepasującą do chwili chrypą.
- Ja... nie sądziłam, że rodzeństwo może tak siebie miłować. Ale ciśnie mi się na usta takie mawianie: "Jeśli kogoś kochasz daj mu wolność. A jeśli Ciebie naprawdę kocha, to wróci"... Tak było z moim tatą. Mama pozwoliła mu odejść, gdy zdenerwował się dowiadując się o tym, ze jest w ciąży. Ale gdy ja się rodziłam, ostatnia to nagle wrócił. To chyba dlatego mama zatrzymała najsłabszą z miotu... Ale nie o mnie miałam mówić. Jesteś silna, przeszłaś bardzo dużo. Nie możesz tego teraz zmarnować. Skoro poradziliście sobie na wojnie, to tu poradzicie sobie o wiele lepiej. Yann na pewno żyje, musisz to czuć. Na dodatek jestem pewna, że Cię szuka. A gdy Cię znajdzie to zobaczy wspaniałą, silną waderę która założyła zupełnie nowe społeczeństwo. Nie zapominaj o tym, że stać Cię na o wiele więcej niż myślisz. Udowodniłaś to pomagając mi i dając schronienie. Wiem, że to czujesz. Odnajdź to w sobie.- westchnęłam cicho i odchrząknęłam. Mowa była dla mnie naprawdę ogromnym wysiłkiem, ale chyba było warto. Może trafi to do Rony i zrozumie to, co powinna zrozumieć już dawno temu. Nie wiedziałam, czy to zadziała, czy cokolwiek to da. W sumie tylko puste słowa, ale to tak właściwie one nas kształtują. Więc jeśli chce mnie słuchać, to wysłuchała. Nie wiem jak zareaguje, na razie chyba myślała nad odpowiedzią. A może ją czymś uraziłam? Starałam się aby tak nie było. Wiedziałam, że na pewno postąpi sprawiedliwie. Nawet jeśli za tak śmiałe słowa (które miały być otuchą) czeka mnie banicja. 

<Rona? Przepraszam, ale nie mogłam się skupić.>

Od Assy C.D Alaski

Otworzyłam oczy. Chciałam się podnieść, ale mój bok przeszył ostry ból. Spojrzałam w stronę rany po niedźwiedziu, która powinna tam być, ale ku mojemu zdziwieniu zobaczyłam tam tylko moją białą sierść. Sapnęłam i przeniosłam wzrok na psy, które siedziały przede mną. Oba rasy Husky, może nawet je znałam? Miałam wiele kontaktów u rodowitych Husky'ch. Ale tej dwójki nie rozpoznawałam. No nic. Wiedziałam, że to raczej nie moi wrogowie, bo pewnie nie patrzyłabym na nich teraz, gdyby nimi byli. Rozejrzałam się po jaskini, ale nigdzie nie dostrzegłam mojego zawiniątka. Mięso i skóra niedźwiedzia... Chyba nie wzięli ich dla siebie?! 
- Miałaś wypadek..- zaczęła mówić suczka, która była centralnie przede mną, ale ja byłam zajęta myśleniem o zdobyczy. 
- Wiem, spadłam z góry. Przez niedźwiedzia miałam dość pokaźną ranę, z której wręcz lała się krew, która obryzgała skałę, a ja się poślizgnęłam i upadła z wysokości 20 metrów. - mówiłam szybko, bez ładu i składu, bo chciałam wstać i popędzić na tamtą polanę, ale ból w boku wszystko niszczył. Dopiero teraz zobaczyłam, że psy lekko kiwają głowami, jakby coś im się rozjaśniło. 
Wreszcie zebrałam siły i wstałam. Suczka była tym faktem oburzona.
- Nie możesz wstawać! Rana jest świeża!
- Tak samo jak moja zdobycz. - odpowiedziałam szybko i rzeczowo.
Chwiejnym krokiem szłam w stronę wyjścia. Ale szłam. To było najważniejsze. Po chwili podszedł do mnie ten drugi pies i podparł mnie.
- Zaprowadź mnie do tamtej polanki. Proszę. - powiedziałam i spojrzałam psu w oczy.
Husky niewidocznie prawie skinął głową i prowadził w stronę gór. 
Po jakimś czasie tam dotarliśmy. Poprosiłam psy, żeby się odsunęły, a potem ze świstem wciągnęłam powietrze. Już wiedziałam, gdzie było zawiniątko. Wolno, ale stanowczo poszłam w tamtą stronę i zobaczyłam nienaruszoną zdobycz. Wzięłam ją w łapy i wyszłam na środek polany, żeby ją rozłożyć i zobaczyć, czy żaden z płatów mięsa nie został naruszony. 
Kiedy rozłożyłam skórę na trawie mój wzrok spoczął na jednookiej głowie niedźwiedzia. Zaraz się otrząsnęłam i oszacowałam ilość i jakość mięsa. Żadne nie zostało naruszone, więc było dobrze. Dopiero teraz zauważyłam prawdziwą wielkość skóry. Mogliśmy się na nim położyć we troje i jeszcze zostałoby miejsca. Oj, dobra zdobycz... Ale wtedy poczułam się słabiej...


Alaska? Timon? Wybaczcie, brak pomysłu i weny. xd