sobota, 23 sierpnia 2014

Od Ivana

- … Więc z tego wynika, że znalazłeś się na MOIM terytorium – rzekła po raz któryś suczka o wyjątkowo niebieskich oczach i jeszcze ciekawszym umaszczeniu. Mogłaby wyglądać groźnie, gdyby nie ta budowa ciała. Ach, no i oczywiście różnica w naszym wzroście. Jednak to zepchnąłem na dalszy plan, nie warto osądzać po wyglądzie. Cała formułka, zdaje się, że wyklepana na pamięć w głowie suczki, miała brzmieć jak groźba. Zdecydowanie tak. To nie przeszkodziło Ronie, bowiem zdążyła mi się przedstawić, w użyciu miękkiego i spokojnego głosu.
- Cieszę się. – odburknąłem przysiadając na ogonie. Suczka nie ustępowała, jej napakowany ochroniarz warknął ostrzegawczo w moją stronę. Zignorowałem to, a puchata suczka uciszyła go machnięciem łapy. Obwiązała sobie wszystkich dookoła, zapewne wystarczyło jedno spojrzenie tych oczu, aby zdobyć czyjąś sympatię. Ewentualnie wygłosi pokojową mowę i wszyscy będziemy szczęśliwi. Prócz mnie, ale ja już dawno przestałem się liczyć na świecie. 
- Ja też – uśmiechnęła się delikatnie, stając naprzeciw mnie. – Proszę cię jednak o podjęcie decyzji. Zostajesz, albo odchodzisz. Proste, prawda?
- Zostać? – zmarszczyłem brwi. Nie brałem tego pod uwagę, chciałem chwilę wypocząć w spokoju. Nie szukałem zwady, ani tym bardziej towarzystwa. Ten czarny husky raczej nie palił się do bliższego zapoznania się ze mną. Raczej rzucanie mi wyzwania, jakby to jeszcze mnie obchodziło. Spróbowałby tylko zbliżyć się do mnie na bliżej niż parę metrów z tymi swoimi zębami, a mógłby ujrzeć moje. Zapewne byłby to ostatni widok podsumowujący jego nędzne życie. Potrząsnąłem głową usuwając tę myśl. Wcale nie chciałem go zamordować, już nie.
- Oczywiście, Sasho. – zaśmiała się melodyjnie. – Dla każdego znajdzie się tu miejsce. – podniosłem na nią zdziwione spojrzenie. Suczka zaczęła mnie intrygować, co wynikało z wrodzonej ciekawości.
- Nie ma nic za darmo. – mruknąłem mrużąc oczy. – Czego w zamian ode mnie oczekujesz? – spytałem będąc pewien, że nie podołam wymaganiom. Po prostu stamtąd odejdę zostawiając ich w spokoju, dobrze mi było. Samemu. Szczęśliwemu, wcale nie potrzebowałem do pomocy innego psa. Albo suczki.
- Zgadza się. Oczekuję, że zajmiesz jedno ze stanowisk w mojej Sforze. – jej uśmiech poszerzył się, dobrze wiedziała, że właśnie przystaję na jej propozycje. Samotność nie była zła, nie. Z drugiej jednak strony życie w grupie zapewnia większe bezpieczeństwo. – Nadałbyś się na wojownika, nie zaprzeczysz.
- Przepraszam, że się wtrącam. – odchrząknął ten wielki, drugi pies. Przeniosłem wzrok na niego, po raz pierwszy świdrując go spojrzeniem. Zamrugał kilkakrotnie unikając patrzenia mi prosto w ślepia, strach? Nie. To coś innego, taki pies raczej się nie boi. Pozory mylą, moje sądy również czasami są mniej niż trafne. – Wtenczas to stanowisko obejmuje wiele psów, może Sasha zdecyduje się na coś innego. 
- Ech, nie ma problemu. Mogę być zabójcą, co za różnica. – warknąłem. Miałem szczerą ochotę zająć stanowisko wojownika, od czasu do czasu pokazując tym kanapowcom jak wygląda prawdziwa walka.
- Oj, możesz zostać cichociemnym. – mina husky’ego zrzedła. – Do tego też się nadasz.
- Niech więc tak będzie. – przystałem na propozycje Rony. W odpowiedzi otrzymałem promienny uśmiech, postanowiłem nie odwzajemniać gestu, nie spuściłem też wzroku. Nie chciałem udawać, niech wiedzą, z kim mają do czynienia.
- Może zechcesz obejrzeć tereny Sfory? – Alfa ruszyła przodem wcale na mnie nie czekając. Odniosłem wrażenie, iż zapytała się retorycznie, nie oczekując odpowiedzi. Chcąc, nie chcąc podążyłem za nią po chwili równając kroku z nią i jej towarzyszem. 
- Mam jakiś inny wybór? To pewnie rodzaj nieznanej mi procedury. – wzruszyłem ramionami. Mogą zabierać mnie na spacery, udając że wcale mnie tam nie ma. Zgadzam się na wszystko dopóki nie zaczną testować na mnie szamponów, wszczepiać mi pod skórę chipów ani innych gadżetów.
Na leśnej ścieżce mijaliśmy psy różnej rasy, każdy z nich posyłał Ronie uśmiech i uprzejmie się z nią witał. Może to jakieś czary? Zaprowadzą mnie do swojej jamy, wypiorą mózg, a następnie zjedzą ze smakiem? Skarciłem się w duchu, jednakże od pewnego czasu wszystko budziło we mnie pewien niepokój. Nie mniej, żadnego z mieszkańców tego uroczego boru nie był zaskoczony widokiem wilczaka. 
Las, który przemierzaliśmy w milczeniu nie był ani wyjątkowy, ani nie mógł mnie w żaden sposób czymś zaskoczyć. Zbiorowisko drzew, kamieni i kupy liści, tudzież igieł. Leśna ściółka z pewnością różniła się od zanieczyszczonych parków odwiedzanych przeze mnie. Nie miałem w zwyczaju zatrzymywać się nad każdym kwiatkiem, który nawinął mi się pod łapy i wzdychać do niego, jakbym nigdy wcześniej zieleniny nie widział. Co jak co, ale takie widoki nie powinny zachwycać. Są zbyt codzienne i monotonne, aby zdołać przyciągnąć moją uwagę. Czekam na jakieś wysokogórskie wyprawy odbierające dech w piersiach, kiedy zafundują mi coś takiego, zwracam honor. 
- Zapewne już niebawem poznasz resztę sfory – przerwała rozmowę ze swym dryblasem. – Ktoś zaraz się tu pojawi i zaproponuje oprowadzenie po terenach.
- Zaraz, to my tego właśnie nie robimy? – przystanąłem zawiedziony ilością straconego czasu.
- Skąd, omawiałam z Timonem pewne kwestie, a ty myślałeś… - westchnęła zasmucona. – Niestety, nie mam czasu na zapoznawanie z terenami. Przykro mi.
- Trzeba było od razu. – prychnąłem. – Sam świetnie dam sobie radę. Znowu.
Skręciłem w przeciwnym kierunku, brnąc zażarcie przed siebie. Zdołałem jeszcze usłyszeć szept husky’ego, dalej nawet nie starałem się pohamować emocji. Przede mną, jakby znikąd wyrosła obszerna jaskinia. Zwalniając biegu wszedłem do niej, zaintrygowany.
- Nikt nie nauczył pukać? – przed nosem zjawiła się biała jak śnieg suczka. Niższa ode mnie o zaledwie parę centymetrów, obsydianowe oczy pobłyskiwały gniewem. Wycofałem się.
- Wybacz, dopiero co tu trafiłem… - położyłem uszy po sobie zmieszany całą sytuacją. Kto mógłby pomyśleć, żebym kiedykolwiek musiał tłumaczyć się z czegoś przed rozzłoszczoną suczką.
- Widzę – skwitowała mierząc mnie wzrokiem. – Assa. – dodała wierząc mi na słowo.
- Sasha – odrzekłem odruchowo, po raz kolejny kłamiąc.
- Jesteś zagubiony, nikt cię nie wtajemniczył? – przy pytaniu przekrzywiła głowę.
- Wtajemniczyć, skąd. Nie było dla mnie czasu, to nic, zdążyłem się przyzwyczaić. – wykonałem parę kroków w tył, mając zamiar odejść.
- Gdzie się wybierasz? – w kilku susach pokonała dzielącą nas odległość w mgnieniu oka zajmując miejsce obok mnie. – Chodź, pokażę ci najładniejsze tereny. Według mnie.
- Jeśli ma to być urocza łąka, oszczędź sobie trudu, nie zależy mi – wypaliłem wymijająco. Assa nie miała zamiaru się poddawać.
- W życiu – pomknęła przed siebie, a ja, z pewnym dobrze znanym mi uczuciem, rodzącym się we mnie, starałem się ją dogonić.

<Asso? Wybacz, cienkie, ale weny brak, a trzeba jakoś zacząć.>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz