- To może się przejdziemy?
Kiwnęłam łbem.
- Z chęcią.
Ruszyliśmy wolnym krokiem przed siebie. Cień Raymond'a ochraniał mnie przed promieniami słońca. Wkrótce jednak schowało się ono za chmury, więc także pies mógł zaznać przyjemnego chłodu. Źdźbła trawy muskały delikatnie moje łapy. Myślałam o szczeniakach, które zostawiłam pod opieką Rony. Ostatnio coraz częściej dopadała mnie świadomość, o ile łatwiej żyłoby mi się, gdybym miała partnera. Ale kto zechciałby suczkę z dwoma młodymi? Nie sądzę, żeby znalazł się odpowiedni kandydat.
- Może pójdziemy nad Górskie Jezioro? - z zamyślenia wyrwał mnie głos Ray'a
- Możemy. - przytaknęłam
Przyśpieszyłam nieco kroku. Po kilkunastu minut naszym oczom ukazały się góry. Podróż zmierzała ku końcowi. Zobaczyłam drzewo jarzębinowe, kurczowo trzymające się skał na zboczu. Roślina nie była zbyt okazała. Większość smaganych wiatrem liści już odpadła. Inne ledwo się trzymały. Zapatrzona w to zjawisko wsadziłam nieświadomie łapę do jeziorka. Gdy ją podniosłam skapywały z niej krople wody. Pobiegłam na wzgórek znajdujący się niedaleko. Ray był tam kilka sekund po mnie.
- Cudowny widok... - wymamrotałam
Pies nic nie powiedział. Pod nami znajdowały się niemal wszystkie tereny Geliebte Verloren. Na polanie krzątały się psy, ledwo widoczne z
tej wysokości.
- Co o mnie myślisz? - zagadnęłam nagle bezpodstawnie
Rzucił mi pytające spojrzenie.
- Co o mnie myślisz. - powtórzyłam - Jaka jestem.
Raymond usiadł zakłopotany. Co prawda znaliśmy się krótko, ale chyba wiedział, co odpowiedzieć. Zniecierpliwiona zeszłam z pagórka.
- Jesteś... - zaczął
Wyraźnie nie był zbyt zadowolony tym pytaniem.
- A ja? Jaki jestem? - uciął nagle
- Hmm... - westchnęłam - Jesteś miły, zabawny, pomocny...
Ucieszył się. Ja znałam tylko jego pozytywne cechy.
<Raymond? Sorry za kompletny brak weny... :c>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz