środa, 20 sierpnia 2014

Od Rony C.D Gale'a

Pies z pewnością nie należał do psów ze spokojnym charakterem. Na każdym miejscu próbował uświadomić, że jest nieposkromiony i nie spocznie dopóki się stąd nie wydostanie. Przynajmniej tak było na początku. Później coś się zmieniło, bo Gale zrozumiał, że nie mamy wobec niego złych intencji. Przecież chcieliśmy mu tylko pomóc. Z kulą wbitą w łapę na pewno długo by nie powędrował, do tego możliwe zakażenie. To wszystko nie wyglądało zbyt dobrze, a to, że w sforze nie było medyka jeszcze bardziej pogarszało sytuację. No cóż. Tymczasowo to ja musiałam objąć to stanowisko, moje umiejętności medyczne nie należały jednak do najlepiej wyszkolonych. To w tym wypadku musiało wystarczyć. Po wyciągnięciu metalowej kuli, którą został postrzelony rana zaczęła szczypać i krwawić. Opatrunek jednak naprawił sprawę.
Postanowiliśmy całą trójką odprowadzić Gale do granic. Z jednej strony dlatego, aby się z nim pożegnać, a z drugiej strony dlatego, że nie do końca wiedzieliśmy jak może zareagować. W końcu pokazał na co go stać, wierzyłam jednak w duchu, że obudziły się w nim wyrzuty sumienia, na myśl, tego co zrobił Nevicie. Po krótkim pytani Gale zdecydował, że jednak z nami zostanie. Była to świetna informacja, zważywszy, że idealnie nawał by się na stanowisko wojownika. Wild Dead, pomimo równie ciężkiego charakteru na pewno nie odmówi i nieco go podszkoli.
- Tak. Oczywiście, że Cię przyjmiemy. Możesz tutaj zostać. Co prawda za wielu nas tutaj nie ma, ale w swoim towarzystwie czujemy się niezmiernie dobrze, nie sądzę więc, abyś szybko chciał opuścić to miejsce. - na moim pysku po raz kolejny zawitał uśmiech. Tym razem nie współczucia, a szczerej radości z dołączenia do sfory kolejnego członka. - Pozwól ze mną. A Wy moi drodzy wracajcie już do jaskiń. Dziękuję wam serdecznie za pomoc.
Psy posłusznie skinęły głową i odeszły, ja natomiast musiałam zamienić kilka słów z Gale'm. Kiwnęłam głową i ruszyłam przed siebie nic nie mówiąc. Sytuację musiałam przedstawić mu jasno i klarownie, musiało zostać przydzielone mu stanowisko. Nie mógł sobie tak żyć na nas koszt. Przecież każdy, kto decyduje się dołączyć, musi coś z siebie dać.
Gun powoli wlókł się za mną z lekko opuszczoną głową, ja natomiast truchtałam jak baletnica z uśmiechem na pysku i dumnie podniesionym łbem do góry. Zapadła cisza, nieprzerywana żadnym ze słów, a po dłuższym spacerze dotarliśmy pod rozłożysty dąb. Dzień co prawda nie należał do najcieplejszych, ale ja nie przegapię okazji do posiedzenia w cieniu tak pięknego drzewa.
- Tak więc. - zaczęłam głośno, aby zwrócić na siebie uwagę psa. - Posłuchaj mnie. Nie myśl sobie, że zostaniesz tutaj i będziesz żył jak pasożyt na łapę innych. Co to, to nie. Zawsze Ci pomożemy, ty jednak musisz objąć jakieś stanowisko. Po tym co pokazałeś wczoraj, moim zdaniem najbardziej nadawałbyś się na wojownika? Co Ty na to? - chwila przerwy, jeden wdech, aby Gale mógł sobie to wszystko dokładnie przemyśleć. - Drugą sprawą jest natomiast własnie postawa względem pozostałych, z dnia wczorajszego, a która nie może się już powtórzyć. Rozumiem, że przeszedłeś wiele, uważam natomiast, że powinieneś zmienić swoje nastawienie względem innych, którzy próbują Ci pomóc. Nie mówię, że masz ich przepraszać, bo pewnie i tak nie miałeś zamiaru tego zrobić, pamiętaj jednak, że jeżeli sytuacja się powtórzy, a Ty po raz kolejny kogoś zaatakujesz będziesz skazany na banicję. Zapamiętaj to sobie.

<Gale?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz