-Przepraszam - powiedziałem wstając od wadery
Podszedłem do brzegu jeziora, po chwilowym zastanowieniu postanowiłem iść dalej. Niedługo woda sięgała mi już do szyi, ponieważ było o tej godzinie zimno i ciemno, woda była jeszcze zimniejsza. Dysząc ciężko zacząłem płynąć, moje ciało trzęsło się z zimna ale płynąłem dalej uparcie.
-Gale! Wracaj mi tu, chcesz się utopić!?
Zignorowałem Ronę i płynąłem dalej, jednak po chwili rzeczywiście poczułem się słabiej. Zatrzymałem się żeby chwilkę odpocząć, po kilku sekundach przełknąłem ślinę i zacząłem zawracać. Ku swojemu zdumieniu zauważyłem, że brzeg był dalej niż myślałem. Wziąłem głęboki oddech ponieważ traciłem siły i coś jakby spychało mnie w dół. Pokręciłem łbem ze zdeterminowaną miną i zacząłem płynąc dalej, po chwili z wielką ulgą poczułem pod łapami grunt. Potem było już łatwo, wyjść i tyle. Udając że wszystko jest okej wyszedłem na trawę cały trzęsąc się z zimna.
-Zazwyczaj nie mówię tego nikomu, a w szczególności swoim członkom, ale jesteś kompletnym idiotą.
Otrzepałem się z wody po czym spojrzałem na Alphe uśmiechając się.
-To dla mnie komplement, więc nie martw się, nie uraziłaś mnie
-Ta kula...zgubiłeś ją?
Pokazałem suczce swoje kły, między nimi błysnęła srebrna, metalowa kula. Wyplułem ją na łapę i przyjrzałem jej się jeszcze raz, może szkoda że jej nie zgubiłem? Ostatni raz spojrzałem na jezioro, na jego niespokojną taflę wody którą ja wzburzyłem.
-Chcesz dokończyć zwiedzanie jutro? Czy teraz?
-Jutro - powiedziałem szczerze - przepraszam że Ci tak cały czas zabieram wolny czas. W zamian za to czy mogę jutro pomóc w twoich obowiązkach?
Rona zamrugała lekko zmieszana, spojrzała na swoje łapy zastanawiając się. Po chwili jednak odetchnęła i spojrzała w moje oczy. Jej oczy pełne były blasku księżyca, były jak wzburzona tafla jeziora; Potrząsnąłem łbem po czym go przekrzywiłem bo nie usłyszałem co suczka powiedziała. Po chwili poprosiłem ją lekko zawstydzony, żeby powtórzyła. Niechętnie, ale w końcu otworzyła pyszczek i zaczęła mówić.
-Nie wiem czy będzie w czym pomóc, oraz nie wiem czy będę potrzebowała pomocy. Ale jak coś dam Ci znać - powiedziała z powagą w głosie
Oznajmiłem że do niczego jej nie zmuszam, po czym ruszyłem w stronę swojej jaskini. Gdy tam dotarłem byłem tak zmęczony, że zignorowałem nawet moje niewygodne posłanie i od razu zasnąłem. Jednak poranek nie był taki piękny, wszystko mnie bolało. Nie, dzisiaj muszę dać na to ''wyrko'' coś miękkiego, na przykład jakieś futra. Jednak żeby to wszystko wyścielić, musiałbym zabić jakieś duże stworzenie, przykładowo...niedźwiedzia. Super, na pewno pies w pojedynkę nie zabije niedźwiedzia, szczególnie pies który aktualnie kuleje. Trudno, jakoś przeżyję to niewygodne posłanie, nie zamierzam tracić swoich kończyn mając całe życie przed sobą. Wychodząc z jaskini zamyśliłem się tak bardzo, że wpadłem na kogoś. Kto do cholery kręcił się obok mojej jaskinii!? Już miałem się na tego kogoś rzucić kiedy zauważyłem Ronę.
-O...przepraszam - powiedziałem pomagając wstać Alfie.
(Rona?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz