Słońce chyliło się ku zachodowi, a ja obudziłam się z popołudniowej drzemki. Lubiłam tak czasem sobie odpocząć, a to był pretekst idealny. Kolejnym zadaniem było wprowadzenie nowicjusza w cały ten system naszej społeczności, a do tego dochodziło oprowadzanie. Wstałam powoli z mojego mchowego posłania, i wyjrzałam na zewnątrz. Zapadł już prawie całkowity zmrok, był to więc dobry moment na spacer. Nie za ciepło, a burze tej wiosny wyjątkowo rzadko zdarzały się nocą. Zaczęłam iść w charakterystycznym, nieco skocznym dla mnie stylu, podśpiewując pod nosem. Często to robiłam, zważywszy na to, że jestem niepoprawną optymistką. Wolę o wiele bardziej zachowywać pogodę ducha, niż smęcić gdzieś w odosobnieniu. Po pewnym czasie dotarłam do jego jaskini, a ten popatrzył się na mnie ze zdziwieniem w oczach, przechylając swój nieco zaciekawiony łeb w lewo.
Po krótkiej wymianie zdań ruszyliśmy przed siebie. Nie do końca wiedziałam, gdzie chcę go zaprowadzić, a przecież to była istotna kwestia. Nie mogłam bowiem iść na oślep. Postanowiłam więc, że obierzemy kierunek tutejszego "serca Geliebte Verloren", czyli jeziora, znajdującego się w samym środku krainy. Przy okazji opłuczemy jego ranę i nałożymy nowy opatrunek.
- Już prawie jesteśmy. - rzuciłam z radością w głosie, nie oglądając się na psa, który nieco wolniej, zapewne z powodu rany wlókł się za mną. - Idziemy nad jezioro. Połączymy przyjemne z pożytecznym. Woda nieco natłuszczy Twoje futro, obmyjemy ranę i założymy nowy opatrunek. To takie pożyteczne. Przyjemnością natomiast będzie ujrzenie odbijającego się księżyca w tafli wody. Uwierz mi, że tego jeszcze nie widziałeś. To taki mój mały sekret, który Ty za chwilę poznasz. - uśmiechnęłam się szeroko, wyłaniając z krzewów i drzew.
Naszym oczom ukazał się pokaźnych rozmiarów zbiornik wodny, a za nim coś na wzór równiny. Podeszłam powoli do jeziora, upewniając się tym samym, że przy wodzie nie spotkamy nieproszonego gościa w postaci jakiegoś dzikiego zwierza. Wiatr zawiał nieco mocniej, a ja, jednym zgrabnym machnięciem łapy jakby "przywołałam" swojego nowego towarzysza.
- Dawaj tą łapę. - powiedziałam i zdjęłam nieco ubrudzony od gliny i krwi opatrunek. - Wypłucz sobie ranę. - powiedziałam cicho, puszczając łapę Gale'a.
Pies posłusznie włożył łapę do wody, która jednak nie należała do najcieplejszych, wykrztuszając z siebie tylko ciche "Ssss...". Ja w tym momencie wyciągnęłam kolejne opatrunki, nasączone ziołowym wywarem i małe zawiniątko, sprytnie ukryte w liściu.
- Już? - zapytałam po chwili, a pies pokazał mi łapę. - Rana zaczyna się goić. Co prawda nie jestem medykiem, ale wygląda już nawet całkiem dobrze. Tutaj masz nowy opatrunek. - powiedziałam i zawinęłam na łapie psa jeszcze wilgotną szmatkę. - A tutaj coś dla Ciebie. - powiedział rozwijając liść. - Kula, która tkwiła Ci w łapie. Wiesz... Wyciągnęliśmy ją w końcu z Twojej łapy tutaj w krainie, więc pomyślałam, że może być swojego rodzaju pamiątką, która ukazuje nowy początek Twojego życia tutaj w Geliebte Verloren. To taki prezent ode mnie. Zrobisz z nim jednak co zechcesz.
<Gale?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz