czwartek, 21 sierpnia 2014

Od Wild Dead'a C.D Vervady

Właśnie pałaszowałem ostatnie kawałki mojego śniadania, gdy na polanę weszła Rona z jakimś owczarkiem niemieckim. Podniosłem łeb zainteresowany. Podszedłem do suczek.
- Kto to? - zapytałem
-Vervada. Nowa członkini sfory. - powiedziała - Vervado, to jest Wild Dead.
Wskazała na mnie łapą. Ukłoniłem się, gdyż suczki mówiły o mnie.
- Jeżeli chcesz, mogę Cię oprowadzić. - uśmiechnąłem się do owczarka
Skinęła lekko łbem. Szliśmy w kierunku lasu. Lubiłem to miejsce. Było spokojnie, można tam znaleźć dużo zwierzyny łownej. Istny raj na ziemi.
- Wiesz , gdzie tu można coś zjeść? - zapytała, widocznie zirytowana głośnym burczeniem w brzuchu
- Niedaleko. - odparłem
Zacząłem tropić. Tutaj nie było to trudne. Niemal od razu wyczułem młodego łosia. Najwyraźniej oddzielił się od matki. No cóż, to był jego błąd.
- Tędy. - wskazałem -Chodź za mną.
Ukryliśmy się za kępą kilkuletnich wierzb. Szliśmy pod wiatr, więc zwierzę nie wiedziało o naszej obecności. Powoli, spokojnie, cicho... Rzuciłem się w pościg za młodym. Bez problemu je dogoniłem. Ugryzłem go w tylną nogę, a potem naskoczyłem na niego. Nie było to trudne, bo byłem mniej więcej tak samo wysoki jak on. W końcu wgryzłem się w kark zwierzęcia. Po moim pysku spływała pyszna, ciepła krew. Zataszczyłem łosia do Vervady, żeby mogła się posilić.
- Proszę bardzo. Podane do stołu.
Samica była wyraźnie zadowolona, że może coś zjeść. Ja nie włączałem się do uczty, gdyż niedawno jadłem obfite śniadanie, składające się z tłustego zająca i kilku borówek. Czekałem przy suczce co najmniej kilkanaście minut. Na szczęście posiliła się dość szybko. Kości zostawiła na miejscu. Nie były nam potrzebne. Dalsza wycieczka zmierzała do Górskiego Jeziorka. Droga nie zajęła zbyt dużo czasu. Po chwili pławiliśmy się w ciepłej wodzie, chlapiąc się przy okazji.
- I jak się Ci tu u nas żyje? - spytałem
- Świetnie!
Wyszedłem na brzeg i wytrzepałem sierść. Wyglądałem teraz trochę dziwnie. Tak bardziej... puchato.
- Chodź! Zobaczysz jaki piękny widok skrywają góry.
Posłusznie poszła za mną. Wbiegałem ostrożnie pod górę. Wkrótce, żeby rozmawiać, musieliśmy przekrzykiwać wiatr.
- To już tu! - wydarłem się na cały głos, chociaż suczka chyba tego nie usłyszała
Stanęła jak wryta patrząc na wszystkie cudowne tereny Geliebte Verloren.

<Vervada?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz