Usiadłam na zielonej trawie, bacznie przyglądając się mojej towarzyszce. Oczekiwała odpowiedzi, a ja miałam jej zaraz udzielić. Zaspokoić jej ciekawość, która potęgowała z minuty na minutę. Wiedziałam, że nie odpuści, jednak jedno pytanie mogło pociągnąć za sobą kolejne. Nie bałam się jednak na nie odpowiadać i po chwili zawahania postanowiłam, że opowiem jej nieco o sobie i swoim bracie.
- Widzisz. Ja i Yann przyszliśmy na świat w jakiejś zapyziałej norze, bez dostępu do wody jak i wszelkiego pożywienia. Od szczenięcia zostaliśmy skazani na śmierć, śmierć, która jednak nie nadeszła. Zostało nam dane żyć. Ukraina, tak bardzo pogrążona w wojnie domowej swoimi śmiercionośnymi objęciami starała się objąć wszystkich. Bomby stały się codziennością, tak samo jak przeraźliwe okrzyki mieszkańców. A uwierz mi na słowo, że te niosły się na kilometry. Żołnierze nie szczędzili nikogo, niektóre psy wzięte do wojska, a które służyć miały jako transporter już nigdy nie wróciły. A my? Ja i Yann zaczęliśmy dorastać. On był... Jest psem, moim najukochańszym bratem, za którym tak strasznie tęsknię. - poczułam, jak do moich oczu zaczynają napływać gorzkie łzy. Po krótkiej chwili jedna spłynęła po moim policzku, jakby wyżłabiając cieniutki rów. Chrząknęłam cicho, opuszczając obolały od natłoku myśli pysk, a prawa łapa mimowolnie zaczęła grzebać w wilgotnym jeszcze gruncie. - Wiesz może jak to jest stracić kogoś, tak bliskiego Twojemu sercu na czas bliżej nie określony? - nastała chwila krępującej ciszy. Nevita zapewne wiedziała co powiedzieć, nie chciała jednak pogarszać mojego stanu. Pazury, jakby na znak zagnieździły się w ziemi. W pewnym momencie poczułam wściekłość. Na Yann'a, bo odszedł? Na Nevitę, bo zadała to trudne pytanie? Nie. Na siebie. A może gdybym wtedy nie ruszyła w przeciwnym kierunku, to teraz razem z nim włóczyłabym się po ciemnych zakątkach miast, oddalonych od tego całego zgiełku wojny. A może wcale nie musiałam się z nim rozstawać? A może teraz razem żylibyśmy sobie tutaj. Szczęśliwi. Jak rodzina. A tak? Jego przy mnie nie było. W najważniejszych momentach, w chwilach, w których najbardziej potrzebował jego oparcia i braterskiej troski. A tak? Nie było ani jego, zostawały mi jedynie wspomnienia, tak pięknie układające się w moim umyśle i nadzieja. Nadzieja, że On wróci. On musi wrócić. Nie poradzę sobie bez niego. A co z więzami krwi? To nie mogło się tak skończyć. Nie mogło.
Kolejne łzy zaczęły spływać po moich policzkach, jakby wodospad, który po tylu próbach w końcu wydostał się na wolność. Szlochanie, przeplatało się z cichym śmiechem, gdy wspominałam te nasze wspólne zabawy w gruzach tamtejszego Domu Kultury. Nie przeszkadzał nam nawet fakt, że ojciec po prostu przestał się nami interesować, a matka, pochłonięta swoimi obowiązkami coraz rzadziej z nami przebywała. Mieliśmy tylko siebie nawzajem. Tak. Dwie puchate kulki, których wola walki przewyższała nie jednego generała, czy żołnierza. Jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności dano nam życie. Życie, które wykorzystywaliśmy do momentu naszej rozłąki. Skarciłam się na wspomnienie rozstania z Yann'em.
- Wszystko dobrze? - jakby przez mgłę usłyszałam cichy głos Nevity, który jakby za sprawą czarodziejskiej różdżki wyrwał mnie z transu. Nie był zły, za niedokończenie opowieści. Wręcz przeciwnie. Usłyszeć można było troskę.
- Tak. Jak najlepiej. - pociągnęłam na nosie i spojrzałam w niebo. Słońce usilnie próbowało przedrzeć się przez kłębiaste chmury, rzucające przyjemny cień na tereny krainy. - Na czym to ja... A tak. - zaczęłam cicho, dalej patrząc w błękitne niebo. - Yann i ja postanowiliśmy wyruszyć w dwie różne strony, szukać szczęścia. Nie zauważyliśmy jednak, że to szczęście mamy, że mamy siebie. Rodzeństwo, które tak bardzo się kocha nie powinno się rozstawać. A my? Rozeszliśmy się. Z perspektywy czasu coraz bardziej uświadamiam sobie, że podjęliśmy złą decyzję. Przecież... Przecież jesteśmy rodziną, a rodzina powinna trzymać się razem. Bez względu na wszystko. A teraz? Może być już za późno. Może już nigdy go nie zobaczę. A tak bardzo chcę znowu się do niego uśmiechnąć, i radośnie hasać po tej zielonej polanie. Zostaje mi tylko nadzieja. Rozum mówi, że już go nie zobaczę, a serce ciągle wierzy, że po tych miesiącach znowu ujrzę go na te kolorowe oczy. - uśmiechnęłam się delikatnie. - Nigdy już nie spotkam psa tak cudownego, oddanego, wiernego, który tak pięknie bronił swoich przekonań i mnie. Tak. Zawsze stawał po mojej obronie. Tak się cieszę, że go mam. - przerwałam na chwilę, aby kolejne łzy ze spokojem mogły wydostać się na zewnątrz. - I to wszystko. Cała nasza historia... Tak. Nasza. Wierzę, że Yann wróci i razem dopiszemy jej zakończenie.
<Nevito?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz