czwartek, 21 sierpnia 2014

Od Rony C.D Gale'a

Po porannym śniadanku, obfitym w różnego rodzaju zachomikowane owoce postanowiłam, że udam się do Gale'a. Co prawda było jeszcze wcześnie, ale nie wydawało mi się, że On i tak nie będzie już spał. Dlaczego więc mam siedzieć sama w jaskini, skoro można wykorzystać ten dzień na daleki spacer i zwiedzanie? Może jestem leniem, ale trochę tego świeżego powietrza na pewno mi nie zaszkodzi.
Powolnych, charakterystycznym dla mnie truchtem wyłoniłam się z wnętrza mojego mieszkanka. Słońce przygrzewało nieco, a ja zbliżałam się do obszernej jaskini. Już sobie miałam mijać tamtejsze krzaki, gdy coś na mnie wyskoczyło. W zasadzie to ktoś, a konkretniej to Gale - mój nowy znajomy, którego dzisiaj miałam oprowadzać tutaj po terenach. No cóż. Najwyraźniej się zmieszał, bo po ułamku sekundy się podsunął, wyciągając w moim kierunku łapę. Chwyciłam ją umiejętnie i wstając otrzepałam się z tuman kurzu.
- Niezłe powitanie. - zaśmiałam się cicho. - Witaj Gale. Mam nadzieję, że znośnie minęła Ci ta pierwsza noc tutaj w Geliebte Verloren. Powiem Ci w zaufaniu, że moja nie była za bardzo udana. - powiedziałam cicho, przysuwając łapę do pyska, tak, jak w nawyku mieli to robić ludzie. - Ale z drugiej strony nie zamieniłabym ją na nic innego. - pies najwyraźniej po raz kolejny poczuł się zdezorientowany i zrobił coś na rodzaj sztucznego uśmiechu.
- Wiesz. Mi minęła dosyć twardo. Skały tutaj nie należą do najbardziej wygodnych. - powiedział po chwili, jakby chcąc kontynuować rozmowę. Myślałam, że dopowie coś jeszcze, jednak nic więcej nie wydobyło się z jego gardła.
- Dobrze. To co idziemy tak? Dalsza część zwiedzania. Nie należę do najlepszych tłumaczy, ale czas spędzony w moim towarzystwie wszystkim od dziwo się nie dłuży. - uśmiechnęłam się szeroko i zaczęłam iść. Gale burknął tylko coś pod nosem, jakby w swoim własnym języku i zaczął dalej się za mną wlec.
- Masz obrany jakiś specjalny kierunek? - zapytał po chwili. Odwróciłam łeb i dosłownie zmierzyłam go wzrokiem.
- Dzisiaj to my idziemy na tutejsze wybrzeże. Słynie z pięknej plaży, wysokich klifów i usypanych z wiatru wydm. Nikt nie może uważać się za członka sfory, jeżeli nie widział tego miejsca. Właśnie dlatego tam idziemy. - przyśpieszyłam kroku, w charakterystyczny dla mnie sposób.  - Rana powoli się leczy? - mówiłam przez plecy. - Mam nadzieję, że systematycznie zmieniasz opatrunek. Inaczej może wdać się zakażenie. - jestem dobrą duszą tego miejsca, więc moim obowiązkiem jest pomagać innym i wspierać ich w trakcie lub po leczeniu. Przecież każdy potrzebuje czasem słowa otuchy? - Jeżeli będziesz chciał nowe opatrunki, to możesz zwrócić się do mnie lub do naszej medyczki Kathleen. O! Już prawie jesteśmy. - pisknęłam niczym przerażone szczenię, na widok jakiegoś potwornego, dzikiego zwierza. - A oto nasze wybrzeże.

<Gale?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz