Przez cały czas mojej nie obecności, którą można było nazwać na wpół snem wiedziałem co się ze mną dzieję, wszystko czułem i słyszałem, choć jakby przez mgłę. Czułem, jak ktoś mnie przenosi i zdziwyłbym się gdyby się okazało że to ta suczka postanowiła przenieść takiego bydlaka jak ja. Cóż, widocznie była tak zdesperowana. Czułem, jak ktoś mnie opatruje i dosłyszałem kilka słów. Było to nader dziwne uczucie bezradności. Za wszelką cenę chciałem wyrwać się z szponów tej "śpiączki", ale ona uparcie się mnie trzymała. To nie było przyjemne uczucie, gdy wiesz że ktoś coś z tobą robi, a ty nie masz pojęcia co.
Powoli zacząłem otwierać oczy i rejestrować otoczenie. Fetor wydobywające sie z zielonej fiolki kazał mi wstać.
Znajdowałem się teraz w obszernej jaskini, w towarzystwie bodajże tej samej suczki co podjęła się zadania "wyleczenia" mnie. Usiadłem na ziemi i tępym wzrokiem lustrowałem ją, próbując uchwycić ostrość obrazu.
-Witam? - rzuciłem, prostując się i wyprężając dumnie pierś. Zaraz tego szczerze pożałowałem kiedy moją szyję przeszył niewyobrażalny ból. Przeciągle syknąłem i zniżyłem łeb do ziemi, kładąc uszy po sobie. Niemalże czułem na sobie wzrok wadery, a po moim kręgosłupie przebiegł nieprzyjemny dreszcz.
Ostrożnie się wyprostowałem i po raz kolejny spojrzałem w oczy suczki. Przetarłem łapa pysk, próbując odrzucić resztki zmęczenia i przywrócić wzrok.
Widocznie miałem jakieś problemy bo jedno jej oko było przejrzyście błękitne, jednakowe jak moje a drugie w kolorze kory świerka. Przekrzywiłem lekko łeb, zamrugałem i ledwo co się powstrzymywałem od wypowiedzenia uwagi "Masz coś z oczami."
Obejrzałem jedną łapę, drugą i znów powróciłem do wcześniejszej pozy. Przyznam że nie jestem zagorzałym rozmówcą, a co dopiero słuchaczem. Wyszczerzyłem się, w zamiarze uśmiechu. Zamiast tego zapewne na moim pysku pojawił się odrażający grymas.
Po chwili męczącej ciszy, wydukałem.
-Czemu to zrobiłaś? - skierowałem pysk ku ziemi i spojrzałem po raz kolejny na nią.
Nigdy nie widziałem takiego psa.
Czułem jednak, że jest nie mała szansa na to, że ją głębiej poznam. I to przekonanie się utrwalało na myśl o tym że mnie "uratowała".
Chociaż, kto wie czy to był uczynek miłosierdzia? Może po prostu zrobiła to by uniknąć wyrzutów sumienia?
(Rona? Wybacz że tak długo czekałaś, przepraszam że takie krótkie i masakrycznie słabe D: Kompletnie zabrakło mi weny)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz