-Nie wiem, jaka jesteś, Alasko. Znam cię bardzo krótko. Natomiast odnoszę wrażenie, że jesteś miła, sympatyczna. Znosisz moje wygłupy, a niewielu to robi. I ładnie się śmiejesz-powiedziałem z całą powagą, na samym końcu lekko się uśmiechając. Alaska skinęła głową i staliśmy na szczycie wzgórza, a atmosfera zrobiła się nieco napięta. Suczka najwyraźniej analizowała moje słowa. Musiało to coś dla niej znaczyć.
-Nie bierz tego do siebie-rzuciłem szybko. Spojrzała na mnie, lekko zdziwiona. -No wiesz, to tylko moje zdanie. Szczera opinia jakiegoś niekoniecznie rozgarniętego psa. Tyle.
Przez chwilę wciąż panowała cisza. Alaska wciąż dumała.
-Ścigamy się?-rzuciłem nagle. Suczka zareagowała po chwili.
-Tak, jasne-odparła. -Od tamtych kamieni do podnóża góry-dodała i wskazała łapą. Skinąłem głową i ustawiliśmy się na linii. Po chwili zabawnego przekomarzania się, byliśmy gotowi.
-Gotowi...
-Do startu...
-START!-ryknęliśmy jednocześnie i pognaliśmy w dół zbocza. Początkowo prowadziłem ja- Alaska nieco gorzej poradziła sobie na pełnej kamieni i zeschniętych gałęzi, wąziutkiej ścieżce. Jednakże kiedy tylko droga zrobiła się gładka, szybko się ze mną zrównała. Przez parę sekund biegliśmy obok siebie, a później zobaczyłem tylko błysk jej białych zębów i pobiegła do przodu. Na mecie była pierwsza.
-Wygrałam!-zaśmiała się natychmiast, kiedy tylko pojawiłem się obok.
-Phi. Co z tego...-burknąłem obrażonym tonem. Alaska spojrzała na mnie nieco zdziwiona, ale dostrzegła mój uśmiech.
-Ty!-pisnęła i skoczyła na mnie. Potoczyliśmy się po ziemi jak szczeniaki, przy tym rycząc ze śmiechu. Kiedy w końcu skończyliśmy się bawić, byliśmy cali w wilgotnej ziemi, ponieważ w międzyczasie zaczęło mżyć.
-Uciekajmy!-krzyknęła suczka, ponieważ deszcz nasilił się.
-Ale gdzie?!-darłem się.
-Nie wiem, gdziekolwiek!-odparła i znów zaczęliśmy się śmiać. Byliśmy już całkiem mokrzy, ale i tak obiegaliśmy górę dookoła w poszukiwaniu jakiejś jaskini.
-Tutaj!-krzyknęła nagle Alaska i wpadła do niewielkiej dziury. Nie wziąłem pod uwagę, że może być tam nieco stromo, więc stoczyłem się po ziemi. Suczka wciąż dusiła się ze śmiechu.
-No, to co będziemy robić dopóki nie przestanie padać?-zapytała.
-Nie ma pojęcia-westchnąłem i otrzepałem się.
-No, to może zarzucisz jakimś tekstem?-zaproponowała. Natychmiast się uśmiechnąłem.
-Na podryw? Żułbym twoje usta jak suszony boczek...-odparłem, starając się udać uwodzicielski głos.
<Alaska? Wybacz, że tak późno i tak krótko ;-; >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz