Kiedy Rona tak pisnęła myślałem że bębenki mi eksplodują. Uradowana puściła się biegiem w stronę wybrzeża, rzeczywiście było dosyć ładne. Nawet bardzo. Spojrzałem na liczne wydmy które było widać na wybrzeżu, tony piasku były pokryte miejscami zielonymi krzewami czy też malutkimi drzewkami. Tylko bystrzy mogli dostrzec jak wydmy stopniowo się przenoszą, kryształki piasku unoszone przez wiatr wędrowały dalej. Tworząc w ten sposób wędrujące wydmy. Spojrzałem dalej, w oddali było widać klify, jedne większe drugie mniejsze. Na dole były miejscami ostre skały, ciekawe ilu idiotów się na tym zabiło. Skanie z czegoś takiego bez odpowiednich obliczeń, przy różnej sile wiatru mogło się skończyć tragicznie, lub przy odrobinie szczęścia skok mógłby się udać. Jedno jest pewne, na pewno kiedyś spróbuję skoczyć. Jednak sama plaża była najpiękniejsza. Równy piasek i przejrzyste morze sprawia że aż ma się ochotę w nim wykąpać. Pozostałości po zamkach z piasków obmytych przez fale wyglądały jak starożytne ruiny. Wiatr o zapachu morza owiewał delikatnie moją sierść, wciągnąłem nosem świeżego powietrza i odetchnąłem z ulgą. Rona biegała obok fal i uskakiwała przed nimi, bawiła się jak szczenię. Czasami jej poważną postawą nie mogłem nawet sobie wyobrazić jej takiej, a tu proszę. Szczeniaczek jak się patrzy, uśmiechnąłem się lekko pod nosem i przysiadłem na piasku, obserwując to niecodzienne zdarzenie. Po chwili suczka spojrzała na mnie po czym uśmiechając się łobuzersko podbiegła do mnie. Zębami złapała mnie za ucho i zaczęła ciągnąć w stronę morza.
-Ałałałała! - krzyknąłem - dobra, pójdę dobrowolnie! Tylko puść moje ucho!
Rona oddaliła się dwa metry do tyłu, po czym zaczęła się głośno śmiać. Spojrzałem na nią morderczym wzrokiem po czym puściłem się za nią biegiem. Byłem szybszy od niej nawet z kulawą łapą, ale nie chciałem od razu wygrać. Dałem jej równe szanse. Kiedy już jej łapy dotknęły krystalicznie czystej wody uśmiechnęła się zamykając oczy. Będąc metr przed nią wykonała gwałtowny zwrot. Nie zauważyłem wielkiego kamulca, no bo jak, stała przed nim. Wywinąłem na nim orła po czym w wielkim plaskiem wpadłem do wody. Wypływając na powierzchnię słyszałem głośny śmiech Rony, kto by pomyślał że ma też taką stronę. Wyszedłem z wody, która okazała się miejscami już przy brzegu głęboka i spojrzałem na Ronę zimnym wzrokiem. Ta przez chwilę przestała się śmiać, nie mogłem wytrzymać, ta opanowana mina...Wybuchnąłem głośnym i serdecznym śmiechem ochlapując waderę wodą. Ta po chwili również zaczęła się śmiać, potem jakieś piętnaście minut spędziliśmy na zabawie w wodzie.
(Rona? Przepraszam że tak długo czekałaś)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz