Jeszcze przez kilka dni była ciężarem dla Alaski i Timon'a, ale potem wybyłam ruszać jaskini i przemieścić się. Gorąco podziękowałam moim opiekunom, zabrałam niedźwiedzią skórę, razem z resztkami zawartości w mięsie (nie mogłam się z nimi nie podzielić) i wyszłam. Przypomniałam sobie okolice gór i postanowiłam, że to tam się osiedlę. Psy często opowiadały mi o terenach, więc dowiedziałam się na prawdę wiele. Teraz chciałam to zwiedzić. Powędrowałam w okolice gór. Kiedy byłam już przy ,,granicy" terenów nizinnych mocniej przewiązałam tobołek i zaczęłam lekką wspinaczkę na wzgórza.
Wreszcie stanęłam u podnóży gór. Lekki wietrzyk muskający moje futro dodawał mi energii. Teraz szłam wzdłuż skał i rozglądałam się ciekawie lustrując otoczenie. Wreszcie coś dostrzegłam. W skale była szczelina, ale dość duża, żeby przez nią przejść. Ostrożnie weszłam tam i zobaczyłam coś niezwykłego. Była tam polanka, na której rosła bujna trawa, a po prawej ze skał spływała mały strumyczek kończąc się w niewielkim jeziorku. Gdyby tego było mało w północno-zachodnim krańcu tego miejsca znajdowało się wejście do jaskini. Weszłam tam niezwykle ostrożnie, aby nie popełnić błędu sprzed kilku dni. Kiedy zajrzałam wszędzie, na moje szczęście nie zastałam żadnego wkurzonego lokatora. Jaskinia była dość duża. Miała 3 pomieszczenia: jedno główne i dwa mniejsze ,,pokoje". A do tego, jeżeli pójdzie się w bardziej w głąb, można znaleźć się w małym, chłodnym pomieszczeniu, które świetnie nadawało się na spiżarnię. Uznałam, że to będzie idealne mieszkanie.
~Kilka dni później~
Właśnie kończyłam porządki w jaskini, kiedy wparował do niej jakiś pies. Nie wiedziałam, czy go zapraszałam, ale wcześniej go nie widziałam. Nie zapamiętałam żadnego wilczaka ze sfory. Wkurzyłam się. Nie lubię, kiedy ktoś wchodzi do mnie nieproszony. Jednak po chwili nastąpiła wymiana zdań, a trochę później już szłam w stronę najciekawszych, a zarazem najurokliwszych obszarów, na terenach GV. Łąka. Pff! Ja i łąka Bardzo śmieszne.
- Wiesz, tą łaką to mnie uraziłeś. - powiedziałam, nie odwracając się. - Ale wybaczam. Tylko dlaczego myślałeś, że dla mnie ciekawa będzie, jakaś głupia, słodziutka polanka? - spytałam naciskając na słowo ,,słodziutka".
Jednak pies nie odpowiedział. Może to i lepiej? Nie wyglądał na takiego, którego interesowałyby łączki i kwiatki. To tak, jak mnie.
Najpierw pokazałam mu góry. Piękne, ale i niebezpieczne. Świetne połączenie. Potem pokazałam mu ciemne lasy. Nie powiem, niezwykle intrygowało mnie to miejsce, ale nie chciałam zabierać mu dużo czasu i przeszłam dalej. Jednak najlepsze zostawiłam na koniec. A mianowicie - klify. Nie lubię wody, ale to miejsce mnie ciekawiło i zachęcało do dalszych wyzwań. Kiedy stanęliśmy na klifie, poczułam morską bryzę na pysku, która delikatnie muskała moje futro. Na chwilę zamknęłam oczy i wsłuchałam się w szum fal, które rozbijały się o ściany wielkiego zrębu morskiego. A wtedy coś mnie naszło i... Odwróciłam się pyskiem stronę Sashy, a potem zaczęłam się cofać. Wreszcie zrobiłam salto w tył i runęłam w dół. Leciałam, a wiatr wytworzył łzy, które napłynęły mi do oczu. Jednak miękko wylądowałam na pobliskiej półce skalnej, z której było przejście na klif, na którym dalej stał Sasha. Zaśmiałam się cicho i chciałam już wejść do przejścia gdy...
Ivan? Słabe, wiem :c
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz